Wywiad z Kacprem Śledzińskim

Przedstawiamy wywiad z Kacprem Śledzińskim, autorem wydanej niedawno książki „Tankiści. Prawdziwa historia Czterech pancernych” .

Kacper_Sledzinski

Michał Szafran, wiekdwudziesty.pl: Ostania książka nosi tytuł Tankiści. Prawdziwa historia czterech pancernych. Jaki ma Pan stosunek do tego serialu z 1968 roku? Czy praca nad książką zmieniła Pańską ocenę filmowych przygód Pancernych?

Kacper Śledziński: Oceniam serial jak najbardziej pozytywnie. Wie Pan, to chyba dlatego, że wiem, jaki był cel książki i filmu: obie produkcje były przeznaczone dla dzieci i młodzieży, stąd nie można ich traktować jako dokumentu historycznego. Serial pokazuje opowieść mocno zanurzoną w propagandzie i w gruncie rzeczy kłamliwą, czego byłem świadomy mniej więcej od 14. roku życia. Nie szukam więc w serialu historii, tylko gry aktorów, a ta jest na wysokim poziomie.

Zatem, jak Pan widzi, to nie praca nad książką zmieniła moja ocenę przygód Pancernych, a raczej lektura książek stricte historycznych, czytanych na przełomie szkoły podstawowej i liceum.

Jakie były największe trudności w czasie pisania Prawdziwej historii?

Tu raczej nie można mówić o trudnościach. Natomiast chciałbym zwrócić uwagę na fakt korzystania ze wspomnień pisanych w minionym okresie. Ponieważ są to książki pisane ku chwale radzieckiego oręża, pełno tam genialnych manewrów znakomitych generałów, co oczywiście nie jest prawdą. Jeżeli możemy zgodzić się z wysokimi umiejętnościami Konstantego Rokossowskiego, to trudno to powiedzieć o „rzeźniku” Żukowie. Ale i jego nie można potępiać w czambuł. Tak więc choćby z tych względów musiałem nauczyć się czytać między wierszami. Pomogły mi w tym najnowsze prace rosyjskich historyków oraz wspomnienia niemieckich generałów.

Jak ocenia Pan wysiłek zbrojny Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR (późniejsze Ludowe Wojsko Polskie)?

Rozróżniłbym tu dwa aspekty. Musimy pamiętać, że w 1. i 2. Armii Polskiej Polacy stanowili tylko masę szeregowych i podoficerów. Szeregi oficerów niższych stopniem, a tym bardziej generalicji, wypełniali ludzie przeniesieni z Armii Czerwonej. Ten podział zmusza do rozdzielenia ocen. Należy chylić czoła przed ofiarą krwi szarych żołnierzy i pamiętać, że Ludowe Wojsko Polskie korzystało korzystało z radzieckiej myśli taktycznej oraz strategicznej i rozwijało ją. Pamiętając  na przykład o bitwie budziszyńskiej z kwietnia 1945 roku, nie można mieć o dowodzeniu w niej wysokiej oceny. A zatem ocena działań taktycznych i operacyjnych nie będzie wysoka. Trudno mi doszukać się jakiegokolwiek zdumiewającego manewru. Raczej widzę tu schemat powielany w wielu bitwach, w którym decydującą rolę odgrywała przewaga materiałowa i liczebność armii zwykle działającej w kooperacji z sojusznikiem radzieckim.

Twierdzi Pan, że pisze książki takie jakie sam chciałby przeczytać. Czy można spodziewać się kolejnych publikacji w Pana stylu?

Tak, ale na razie nie powiem, jakie to będą tematy. Sam tego nie wiem, jeszcze nie mogę się zdecydować. Raczej nie będę już robił wycieczek w kierunku marynarki wojennej. Odwaga straceńców to poniekąd pokłosie moich zainteresowań z okresu liceum i fascynacji grą Silent Service II. Zamyślam natomiast o jednej dużej książce z XVI wieku. Tak czy siak, wszelkie pomysły znajdują się jeszcze na etapie haseł i prac wstępnych. Siedzę więc w źródłach i czytam i poszukuję. Gdyby natomiast ktoś z Czytelników miał jakiś pomysł i chciałby się nim podzielić, to czekam na propozycję.

Czy zamierza Pan zająć się tematyką inną niż Wojsko Polskie w okresie II wojny światowej?

Jak wynika z poprzedniego pytania, owszem. Mówię tu o XVI wieku, może XVII, z tym, że muszę to dobrze przemyśleć.

Cichociemni, podwodniacy, pancerniacy byli bohaterami Pańskich książek. W tej układance brakuje jeszcze lotników. Jeżeli podjąłby się Pan napisania czegoś o rycerzach spod znaku biało-czerwonej szachownicy, to jaka formacja (lub konkretna jednostka) wzbudza ciekawość?

Muszę pana rozczarować. Za lotników nie zabiorę się nigdy, z tej prostej racji, że się na tym temacie nie znam. To nie jest tak, że zamierzam opisać każdy rodzaj wojsk polskich z okresu II wojny. Wydaje mi się, że rozumiem taktykę wojsk szybkich, zatem kawalerii i jej nowoczesnej metamorfozy – wojsk pancernych. Druga szuflada to oddziały specjalne – zatem cichociemni i komandosi. To wszystko można zamknąć jeszcze w worku podpisanym historia stosunków międzynarodowych, w których przecież wojny odgrywają ważną rolę.

Niektórzy historycy i recenzenci zarzucają Panu zbyt ogólne podejście do tematu. Interesuje mnie, jak oceniają Pana czytelnicy będący pasjonatami historii a nie zawodowymi historykami?

Wie Pan, historycy, zwłaszcza ci zajmujący się pracą badawczą zawodowo zarzucają mi wiele, zupełnie zapominając o charakterze książek, które piszę. To tak jakby krytykować bolid Formuły 1 za to, że nie radzi sobie na bezdrożach Sahary. Z moich książek można nauczyć się historii. Gdyby jednak kadet szkoły wojskowej chciał z mojej Czarnej kawalerii nauczyć się wszelkich niuansów taktyki broni pancernej, to obawiam się, że egzaminu by nie zdał. Sam Pan przecież wie, że pod hasłem książka historyczna kryje się wiele gatunków, od powieści po skrypty uniwersyteckie – mam wrażenie, że niektórzy o tym zapominają.

Chyba najwięcej krytyki znajduję na portalach historycznych. Czytam tam na przykład o pomyleniu dat dziennych, albo znów słyszę: nie dość dużo archiwów zwiedziłem, czy nie znam się na sprzęcie pancernym. W tym przypadku ograniczam się do opinii fachowców. Pisząc o rozwoju czołgów polegam na przykład na Guderianie. Raczej wolę pochylać się nad taktyką pola bitwy.

W tym konglomeracie uwag zarzut ogólnego podejścia do tematu gdzieś mi umknął. Owszem, jeżeli są uwagi rzetelne i konkretne, stanowią wielką pomoc przy pracach nad moim warsztatem pisarskim, który przecież nie jest doskonały. Z drugiej jednak strony, gdy spotykam niewybredne narzekania na książki takich gwiazd literatury historycznej jak Jasienica, Davies, to przestaję się przejmować nieuzasadnioną krytyką wobec siebie.

Trudno mi natomiast omawiać reakcje czytelników-pasjonatów. Mogę powiedzieć, że najbardziej cenię sobie opinie zamieszczone na portalu „lubimyczytać.pl”. Wydaje mi się, że są to oceny przemyślane, więc wartościowe i – w moim przypadku – nienajgorsze, co cieszy.

Nie pozostaje nic innego, jak życzyć Panu kolejnych publikacji historycznych, które trafią do jak najszerszego grona odbiorców. Jako nauczyciel historii doceniam Pański wkład w popularyzowanie wysiłku żołnierza polskiego w okresie II wojny światowej.

 Bardzo panu dziękuję za miłe słowo.

Tankisci PRESS

Opublikuj swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*