Wyklęty

W ostatnich latach nastąpił znaczący wzrost zainteresowania społeczeństwa powojenną konspiracją niepodległościową, dlatego z wielką nadzieją widzowie przyjęli informację o ekranizacji dziejów Żołnierzy Wyklętych. Od 10 marca w polskich kinach wyświetlany jest film  „Wyklęty” (2017).

Reżyserem filmu został Konrad Łęcki, dla którego jest to debiut na wielkim ekranie. Wcześniej zajmował się głównie produkcjami krótkometrażowymi, wśród których warto wyróżnić „Grudniowe rozmowy” (2012) oraz „Pre mortem” (2013). Pierwsza z nich to opowieść osadzona w realiach Stanu Wojennego i rozmów żołnierzy pełniących wartę przy koksowniku, dyskutujących o bieżących sprawach. „Pre mortem” przybliża zaś widzowi zbrodnię katyńską w oparciu o surową i dość intymną narrację.

Żołnierze Wyklęci to potoczna nazwa dla oddziałów drugiej konspiracji, które podjęły walkę zbrojną z formacjami bezpieczeństwa i Wojska Polskiego podległymi rządowi w Warszawie. Poszczególne oddziały były tropione i likwidowane z bezwzględnością przez funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa oraz żołnierzy radzieckich. W czasie śledztw wykazywano się niezwykłym okrucieństwem wobec zatrzymanych. Dla wielu z nich karą była śmierć i zakopanie zwłok w anonimowym grobie. Często chowano ich w mundurach żołnierzy niemieckich, żeby jeszcze bardziej utrudnić ewentualną identyfikację. Realna działalność podziemia niepodległościowego zakończyła się na początku lat pięćdziesiątych, a ostatni żołnierz wyklęty został zastrzelony w czasie obławy w 1963 roku.

W okresie PRL uczestnicy walk z komunistami byli określani mianem bandytów i pamięć o nich była skutecznie niszczona. Dopiero transformacja ustrojowa doprowadziła do badań tej kwestii. Podjęto działania mające na celu odnalezienie szczątków i ich należyty pochówek.

„Wyklęty” – film

Produkcja Konrada Łęckiego to prawie 110 minut opowieści o losach Żołnierzy Wyklętych. Akcja toczy się głównie w latach 1945-47, ale pojawiają się również retrospekcje z 1920 roku, a końcowe sceny rozgrywają się mniej więcej w 2009 lub 2010 roku. Nie ma również ustalonego konkretnego miejsca, w których toczą się wydarzenia. Plenery wskazują na centralną Polskę, ewentualnie na okolice województwa świętokrzyskiego. Podczas realizacji filmu nastąpiły problemy z finansowaniem, przez co przez dwa lata nie udało się zakończyć okresu zdjęciowego i końcowego montażu. Dopiero znalezienie sponsorów w postaci spółek skarbu państwa przyspieszyło postęp prac.

Głównymi bohaterami są członkowie nieustalonego oddziału partyzanckiego – „Wiktor” (Marcin Kwaśny) i jego podkomendny „Lolo” (Wojciech Niemczyk). Pozostali żołnierze stanowią jedynie tło i ich rola sprowadza się tak naprawdę tylko do śmierci w czasie potyczki z organami bezpieczeństwa. Warto zwrócić uwagę na jedną postać, którą „Lolo” spotyka w czasie pobytu w więzieniu. Jest to starszy mężczyzna tytułowany Komendantem.  Aktorem jest Olgierd Łukaszewicz, który wystąpił w tytułowej roli w filmie „Generał Nil” (2009). Może to sugerować widzowi, że „Lolo” spotkał się w generałem Augustem Fieldorfem pseudonim „Nil”.

„Wiktor” i „Lolo” nie są prawdziwymi postaciami historycznymi, ale stanowią zlepek życiorysów kilku Żołnierzy Wyklętych, m.in. Zbigniewa Szendzielarza „Łupaszki” i Józefa Franczaka „Lalka”.

Głównym antagonistą nieustannie ściganych żołnierzy podziemia niepodległościowego jest oficer Urzędu Bezpieczeństwa kpt. Jaskuła (Robert Wrzosek). Reszta funkcjonariuszy także została sprowadzona do roli tła. Aktorzy wcielający się w role ubeków mają dość specyficzną i nieprzyjazną fizjonomię. Ich przeciwieństwem są Wyklęci, którzy nawet mimo długotrwałego przebywania w lesie wyglądają w miarę schludnie. Nie posługują się wulgarnym językiem, są bardzo zdyscyplinowani i opanowani. Na ich tle ubecy prezentują się niczym zdziczała horda prostaków, których każdorazowa wypowiedź okraszona jest jak największą ilością przekleństw. Czarno-biała narracja bez żadnego marginesu na odstępstwa od reguły. Prosty schemat – bohaterski Wyklęty i zły komunista. Każdy zły czyn przypisywany jest aparatowi bezpieczeństwa, czego przykładem jest scena zabicia donosiciela. Zabójstwo zostało zaplanowane i wykonane przez prowokatorów, którzy dołączyli do resztek oddziału. Jest to również dość celowy i oczywisty zabieg mający udowodnić, że wszystkie pospolite przestępstwa i czyny o charakterze ludobójczym, jakich  dokonali Wyklęci, były wyłącznie działaniem aparatu bezpieczeństwa.

W toku narracji przewija się ludność wiejska, która została przedstawiona jako grupa społeczna całkowicie pogodzona z realiami państwa komunistycznego.

Pod względem warsztatowym produkcja Konrada Łęckiego nie zachwyca, a w wielu momentach rozczarowuje. Długie ujęcia twarzy głównego bohatera, który przeżywa retrospekcje z lat 1944-1947, spowalniają akcję i po dłuższym czasie zwyczajnie nużą. Całkiem poprawnie przedstawiono sceny batalistyczne, choć widać w nich ograniczenia budżetowe. Największą zaleta są ładne krajobrazy centralnej Polski, jednak i w tym przypadku twórcy nie ustrzegli się idylli. Wątpliwości budzą również ziemianki i stodoły, w których ukrywali się „Wiktor” i „Lolo”. Wszystko w niemal idealnym stanie, podobnie jak ubrania i sam wygląd bohaterów. Dopiero kiedy „Lolo” zachorował, można było zauważyć negatywną zmianę w ubiorze i higienie.

Przeskoki akcji i rwany montaż również nie są dobrym rozwiązaniem, nie wspominając o błędach logicznych w samym scenariuszu. Wszystko to składa się na niedopracowany obraz, choć użyty sprzęt oraz plenery i scenografie zachęcały do nakręcenia scen o znaczącej sile oddziaływania.

Najgorszym elementem filmu „Wyklęty” są sceny rozgrywające się już w XXI wieku. Przedstawiono negatywną wypowiedź posłanki dotyczącą działalności Żołnierzy Wyklętych. Wygląd i styl jednoznacznie wskazują na konkretną osobę działającą w polskiej polityce. Kolejne ujęcia to wręczanie odznaczeń przez aktora wcielającego się w postać prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Co ciekawe, ostatnie sceny pokazują, jak prezydent wraz  z małżonką wsiadają do limuzyny, udając się w nieznanym kierunku. Odniosłem wrażenie, że to było nawiązanie do ostatniej podróży z kwietnia 2010, która zakończyła się katastrofą w Smoleńsku.

Mimo że temat działalności żołnierzy powojennego podziemia niepodległościowego jest bardzo często poruszany w debacie o polityce historycznej, to film Konrada Łęckiego wprowadza jednoznaczny podział na dobrych Wyklętych i złych przedstawicieli władzy ludowej. Żołnierskie sylwetki są przedstawione z niemal hagiograficznym zacięciem, nie pozostawiając miejsca na żadne kontrowersyjne czyny. Nie ma siłowej rekwizycji żywności, napadów na poczty i placówki bankowe celem pozyskania środków do prowadzenia dalszej walki. Każdy członek aparatu bezpieczeństwa jest ukazany jako zbrodniarz, a wśród funkcjonariuszy UB dominują osoby pochodzenia żydowskiego. Sprowadza to całą działalność podziemia niepodległościowego do rażących i krzywdzących stereotypów na zasadzie ubek-Żyd, Rosjanin-pijak i szabrownik, Wyklęty-krystaliczny bohater. Podobne zabiegi stosowano w filmach z okresu PRL, czego przykładem jest „Ogniomistrz Kaleń” (1961), w którym dominowała odwrotna tendencja.

O słabości „Wyklętego” świadczy również dość niewprawna realizacja pod względem technicznym i warsztatowym. Słabe i sztampowe dialogi oraz fatalne aktorstwo dyskwalifikują ten obraz jako pozycję godną uwagi. Odniesienia do bieżącej polityki jednoznacznie stawiają film Konrada Łęckiego po stronie konkretnego obozu politycznego. „Wyklęty” ma jednak zaletę, czyli pokazanie całkowitej bezsensowności walki Żołnierzy Wyklętych i ich oderwanie od rzeczywistości. W pewnych scenach to wręcz antywojenne kino i szkoda, że twórcy nie poszli tą drogą, a zamiast tego wybrali hagiografię okraszoną bieżącą polityką.

Komentarze
  1. Bilbo
  2. Michał Szafran
  3. monikaip@op.pl
  4. Michał Szafran
  5. Bilbo
  6. Michał Szafran
  7. Bilbo
  8. Ewa

Opublikuj swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*