Polskie okręty rakietowe 1964-2016

Na początku lat sześćdziesiątych XX wieku polska Marynarka Wojenna pozyskała jednostki zdolne do przenoszenia i odpalania kierowanych pocisków typu woda-woda. Przez kolejne lata przez polską flotę przewinęły się trzy generacje okrętów rakietowych, które stanowiły znaczący potencjał uderzeniowy 3. Flotylli Okrętów.

Od ścigacza torpedowego do małego okrętu rakietowego

Od 1918 roku, kiedy powstała polska flota, ścierały się ze sobą dwie koncepcje jej rozwoju. Jedna zakładała budowę niewielkich jednostek pływających zdolnych do obrony Wybrzeża i przeciwdziałania desantowi na brzeg. Według drugiej w Marynarce Wojennej miały dominować duże okręty mogące walczyć z przeciwnikiem na akwenach Morza Bałtyckiego i Morza Północnego. W okresie międzywojennym wygrali zwolennicy floty pełnomorskiej. Rozpoczęto budowę kontrtorpedowców (niszczycieli) oraz okrętów podwodnych. Pominięto przy tym całkowicie kwestię ścigaczy torpedowych, które w okresie Wielkiej Wojny potrafiły zadać duże straty. Najdotkliwiej przekonali się o tym marynarze służący na okrętach Trójprzymierza. Włoskie ścigacze torpedowe zatopiły pod koniec 1917 roku austro-węgierskie pancerniki SMS Wien i SMS Szent Istvan[1]. Brytyjczycy przy pomocy ścigaczy blokowali port morski w Brugii, skutecznie paraliżując działania bazującej tam flotylli niemieckich okrętów podwodnych oraz niszczycieli. Niewielkie koszty budowy i eksploatacji oraz duża liczba szybkich jednostek torpedowych sprawiała, że coraz więcej flot wojennych było zainteresowanych masowym wykorzystaniem ścigaczy. Koniec Wielkiej Wojny znacząco ograniczył zbrojenia morskie i dopiero na początku lat trzydziestych ponownie sięgnięto po rozwiązania z drugiej dekady XX wieku.

Włoski kuter torpedowy z okresu II wojny światowej. Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Marynarka Wojenna w 1936 roku zaczęła poważnie brać pod uwagę możliwość pozyskania mniejszych okrętów zdolnych do przenoszenia torped oraz uzbrojonych w artylerię okrętową. Rozpoczęły się długotrwałe rozmowy z różnymi stoczniami w Europie, które rywalizowały o kontrakt dla polskiej floty. Jednocześnie za sprawą Funduszu Obrony Morskiej podjęto się społecznej zbiórki na sfinansowanie całego przedsięwzięcia. Umowa na dostawę dwóch ścigaczy torpedowych została podpisana 24 stycznia 1939 roku. Do stycznia 1940 roku brytyjska stocznia Samuel White & Co. Ltd w Cowes miała wyprodukować jednostki[2]. Istniała dodatkowa opcja w postaci zakupu licencji na budowę kolejnych jednostek w polskich stoczniach. Do wybuchu II wojny światowej strona polska wpłaciła 2/3 wartości zamówienia.

Prace nad polskimi ścigaczami zostały przerwane w godzinach wieczornych 1 września 1939 roku, a już 7 września obydwa kadłuby zarekwirowali Brytyjczycy[3]. Po dwóch miesiącach podjęto decyzję o ponownym przekazaniu jednostek Polskiej Marynarce Wojennej w Wielkiej Brytanii. Admiralicja brytyjska zaproponowała wymianę jednego z okrętów na dwie mniejsze konstrukcje. Dodatkowo zmodyfikowano projekt, usuwając wyrzutnie torpedowe i dostosowując go do funkcji ścigacza artyleryjskiego.

W okresie II wojny światowej Polska Marynarka Wojenna używała łącznie 10 egzemplarzy ścigaczy o oznaczeniach S-1 do S-10. Jedną z najbardziej znanych akcji tych jednostek była walka, jaka rozegrała się na kanale La Manche w nocy z 21 na 22 czerwca 1942 roku. Ścigacze S-2 i S-3 wyruszyły na patrol mający na celu przeciwdziałanie akcjom niemieckich schnellbootów. Jednostki niemieckie upodobały sobie nocne ataki na konwoje zmierzające do Wielkiej Brytanii oraz minowanie szlaków wodnych. Zanim doszło do przechwycenia, na S-3 doszło do awarii jednego z silników, co wyeliminowało okręt z walki. Dowódca S-2 por. mar. Eugeniusz Wciślicki podjął decyzję o kontynuowaniu misji i samotnym starciu z niemieckimi jednostkami. Polski ścigacz, manewrując i ostrzeliwując się z broni pokładowej, zmusił Niemców do zaniechania ataku na konwój. Za ten czyn dowódca został uhonorowany Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari oraz brytyjskim Distinguished Service Cross.

Brytyjski ścigacz artyleryjski z okresu II wojny światowej. Do tej klasy okrętów należały wspomniane wcześniej jednostki S-2 i S-3. Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

W kolejnych latach polskie ścigacze prowadziły akcje bojowe na kanale La Manche, skutecznie paraliżując działania niemieckich jednostek nawodnych. Po II wojnie światowej ścigacze nie wzbudziły zainteresowania polskiego rządu i nie powróciły do Polski.

Poddający się niemiecki kuter torpedowy pod koniec II wojny światowej. Źródło: Imperial War Museum, domena publiczna.

Ścigacze torpedowe po II wojnie światowej

Pierwszym etapem odbudowy potencjału Marynarki Wojennej było ściągnięcie okrętów z Wielkiej Brytanii oraz jednostek internowanych w Szwecji lub przejętych w 1939 roku przez III Rzeszę. Miały one stanowić trzon floty, natomiast w związku z zależnością polityczną i militarną kolejne wzmocnienia sprzętowe pochodziły już z ZSRR. 5 kwietnia 1946 roku do Portu Wojennego na Oksywiu przybyły dwa kutry torpedowe typu D-3[4]. Były to jednostki wyprodukowane w 1944 roku, napędzane amerykańskimi silnikami Packard.  Uzbrojenie torpedowe składało się z dwóch wyrzutni torped kal. 533, natomiast artyleria była inna na każdym okręcie:

  • ST-81: 1 działko Oerlikon 20 mm, 2 podwójne wkm Colt kal. 12,7 mm,
  • ST-82: 1 działo Szwak 20 mm, 1 wkm Dszk. kal. 12,7 mm

Wykorzystanie zachodnich elementów wyposażenia związane było z programem Lend-Lease, na mocy którego ZSRR w latach 1941-45 otrzymywał od Stanów Zjednoczonych oraz Wielkiej Brytanii broń i inne niezbędne systemy.

Kutry typu D-3 używano do 1958 roku, a następnie przekazano je do Wyższej Szkoły Marynarki Wojennej, która ostatecznie skreśliła je z ewidencji w 1963 roku[5].

Kolejnym typem w służbie Marynarki Wojennej były kutry torpedowe proj. 183. Łącznie w latach 1957-58 Polska zakupiła 19 egzemplarzy tych jednostek. Stanowiły one wyposażenie Brygady Kutrów Torpedowych. Używano ich do 1973 roku, ale trzy z nich dostały drugie życie jako okręty-cele.

Wizualizacja kutra projektu 183. Źródło: Wikimedia Commons, autor: Eberhard Marx, licencja: CC BY-SA 3.0

Wskutek dynamicznego rozwoju  polskiego przemysłu zbrojeniowego zaistniała możliwość samodzielnego opracowania i wyprodukowania kutrów torpedowych. Już pod koniec lat pięćdziesiątych zaczęły powstawać projekty, które ostatecznie zmaterializowały się jako projekt 663D. Do napędu planowano wykorzystać brytyjskie silniki Rolls Royce, ale ze względu na trwającą Zimną Wojnę nie udzielono zgody na ich eksport[6]. Jednostka została odebrana przez Marynarkę Wojenną w kwietniu 1965 roku, a już w listopadzie, po odbytych próbach morskich, została włączona w skład floty. Okazało się jednak, że kuter posiada bardzo słabe właściwości manewrowe oraz problemy z różnymi systemami okrętowymi. Mimo tego zmodyfikowano konstrukcję i w latach 1972-73 pod nazwą projekt 664 do służby weszło 8 kutrów. Przez cały okres ich użytkowania występowały liczne trudności eksploatacyjne spowodowane niewłaściwym materiałem wykorzystanym do budowy kadłuba oraz częste awarie systemu napędowego. Okręty wycofano w latach 1981-86 i jeden z nich udało zachować się jako eksponat muzealny. Dawny ORP Odważny można zwiedzić w Muzeum im. Orła Białego w Skarżysku-Kamiennej.

ORP Odważny w w Muzeum im. Orła Białego w Skarżysku-Kamiennej. Źródło: Wikimedia Commons, autor: Marcin Witkowski, licencja: CC BY-SA 3.0

Kutry rakietowe typu OSA

Po II wojnie światowej przystąpiono do intensywnych prac nad kierowanymi pociskami rakietowymi klasy woda-woda. Pierwsza konstrukcja opracowana w ZSRR weszła do służby w 1957 roku, ale ze względu na znaczące rozmiary montowano je wyłącznie na dużych okrętach. Dopiero projekt Aleksandra Bierezniaka z MKB „Raduga” stał się pierwszym masowym pociskiem kierowanym w arsenale floty radzieckiej. Rakiety P-15 pojawiły się jako pierwsze na ścigaczach rakietowych proj. 183R, ale było to rozwiązanie tymczasowe. Niezbędne stało się opracowanie nowego okrętu od początku dedykowanego funkcji jednostki rakietowej. Mimo tego łącznie wyprodukowano 112 kutrów proj. 183R oznaczonych w kodzie NATO – Komar. Jedna z egipskich jednostek tego typu zapisała się trwale w historii działań morskich, ponieważ to odpalenie dwóch rakiet P-15 doprowadziło do zatopienia izraelskiego niszczyciela Eilat w październiku 1967 roku[7].

Kuter projektu 183R wystrzeliwujący pocisk rakietowy. Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Pod koniec lat pięćdziesiątych w ZSRR rozpoczęła się seryjna produkcja kutrów rakietowych proj. 205 (kod NATO – Osa), które przenosiły 4 pociski P-15 oraz posiadały dwa podwójne zestawy armat AK-230 kal. 30 mm. Łącznie wyprodukowano ponad 400 egzemplarzy okrętów rakietowych.

Dziobowy zestaw artyleryski AK-230 na ORP Władysławowo, kutrze rakietowym proj. 205. Fot. M. Szafran, odwaszegofotokorespondenta.blogspot.com

Dziobowy zestaw artyleryski AK-230 na ORP Władysławowo, kutrze rakietowym proj. 205. Fot. M. Szafran

Kuter rakietowy projektu 205 Osa. Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

28 września 1961 roku podpisano umowę dotyczącą dostarczenia Polsce jednego kutra rakietowego proj. 205[8]. Pierwsza jednostka weszła do służby w styczniu 1964 roku, a ostatnia w 1975 roku. 13 okrętów rakietowych stanowiło wówczas ogromny potencjał uderzeniowy polskiej floty.

W pierwszym okresie eksploatacji starano się jak najbardziej utajnić fakt posiadania takich jednostek. Pierwszym miejscem dyslokacji był Port Wojenny w Helu, gdzie kutry były otoczone szczególną ochroną i nawet marynarze służący na innych okrętach nie mogli zbytnio interesować się nowym typem. Jeżeli ktoś był zbyt dociekliwy, wówczas miał kontakt z Wojskową Służbą Wewnętrzną[9]. Wyjścia w morze realizowano głównie w godzinach nocnych, żeby zminimalizować możliwość kontaktu z jednostkami cywilnymi bazującymi w porcie w Helu. Innym sposobem na zachowanie tajemnicy były nieustanne zmiany numerów burtowych, które miały wprowadzać potencjalnych szpiegów w błąd odnośnie liczny okrętów. W nazewnictwie związków taktycznych unikano określeń „rakietowy”. Tym sposobem kutry rakietowe proj. 205 pełniły służbę w 3. Dywizjonie Kutrów Torpedowych wchodzącym w skład Brygady Kutrów Torpedowych. Dopiero w 1967 roku okręty przebazowano do Portu Wojennego w Gdyni.

W czasie realizacji zdjęć do filmu fabularnego Ostatni po Bogu (1968) ekipa filmowa kręciła ujęcia, w których kutry torpedowe wychodzą z portu w poszukiwaniu zaginionego okrętu podwodnego. W tej scenie widać w oddali widać dość silne zadymienie spowodowane użyciem świec dymnych. Najprawdopodobniej chciano ukryć w ten sposób cumujące tam okręty rakietowe[10].

Trenażer pocisku przeciwokrętowego P-15. Fot. M. Szafran

Trenażer pocisku przeciwokrętowego P-15. Fot. M. Szafran

W latach siedemdziesiątych coraz intensywniej prowadzono szkolenie łącznie z użyciem pocisków rakietowych P-15. Strzelania rakietowe odbywały się na morskim poligonie w okolicach Bałtijska, gdzie w praktyce sprawdzano umiejętności załóg. W okresie od 1964 do 1986 roku odpalono 109 rakiet[11]. P-15 służyły również do szkolenia przeciwlotników z ORP Warszawa i innych kutrów rakietowych.

W latach osiemdziesiątych podjęto decyzję o montażu wyrzutni Fasta 4M, mogącej przenosić cztery kierowane pociski przeciwlotnicze Strzała 2M[12]. Skuteczność tej broni była jednak niezadowalająca i w przypadku ataku lotniczego okręt praktycznie był bezbronny. To samo dotyczyło sytuacji po wystrzeleniu wszystkich rakiet przeciwokrętowych – wówczas jednostka mogła używać wyłącznie podwójnych zestawów artyleryjskich kal. 30 mm. Nie istniała również możliwość odtworzenia gotowości bojowej poprzez przeładunek rakiet P-15 na pełnym morzu. Żeby ponownie uzbroić okręt, należało powrócić do portu w Helu lub Gdyni.

Fasta 4M – ręczna wyrzutnia pocisków przeciwlotniczych Strzała 2M. Fot. M. Szafran

Wycofywanie proj. 205 z polskiej floty planowano na połowę lat osiemdziesiątych w związku z założeniem 20 lat służby. Zrealizowano to jedynie częściowo i tylko dwie jednostki spuściły bandery do 1989 roku (OORP Hel i Gdańsk). Ze względów ekonomicznych oraz politycznych proces ten został wstrzymany i okręty nadal wypełniały swoje zadania już po transformacji ustrojowej. Nie udało ich się w całości zastąpić polskimi projektami oraz małymi okrętami rakietowymi proj. 1241. W latach dziewięćdziesiątych coraz rzadziej wychodziły w morze i na strzelania rakietowe, które prowadzono na morskim poligonie w Ustce. Modernizacja nie wchodziła w grę ze względu na ich zużycie oraz przestarzałe systemy kierowania ogniem i uzbrojenia. Trzy okręty przekazano w 1991 roku Morskiemu Oddziałowi Straży Granicznej, ale ze względu na znaczące koszty eksploatacji już w 1995 roku zostały one wycofane. Marynarze nazywali je obrzynami z powodu usunięcia wyrzutni pocisków P-15.

Kuter rakietowy proj. 205 ORP Władysławowo w Kołobrzegu, rok 2010. Źródło: Wikimedia Commons, licencja: CC BY 3.0

Kuter rakietowy proj. 205 ORP Władysławowo w Kołobrzegu, rok 2010. Źródło: Wikimedia Commons, licencja: CC BY 3.0

Marynarka Wojenna RP nadal sporadycznie wykorzystywała okręty, a ostatnie strzelania rakietowe odbyły się w 2005 roku. Wystrzeliwane P-15 były używane jako latające cele dla pododdziałów przeciwlotniczych Wojsk Lądowych i Wojsk Lotniczych oraz Obrony Powietrznej. W 2005 roku spuszczono banderę na ORP Władysławowo i to właśnie ta jednostka stała się eksponatem Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu.

Stanowisko kierowania uzbrojeniem na ORP Władysławowo. Fot. M. Szafran

Małe okręty rakietowe typu Tarantula

Wojna Jom Kippur w 1973 roku ujawniła największe wady proj. 205, czyli zbyt małą donośność rakiet oraz brak artylerii większego kalibru. Do tego jeszcze dochodziła kwestia zbyt ubogiego wyposażenia do wykrywania i kierowania ogniem. Zmusiło to Rosjan to przyspieszenia prac nad następcą Os, które trwały już od 1969 roku. CMKB „Ałmaz” podjęło się opracowania projektu 1241, ale zmiany koncepcji oraz nierzetelność podwykonawców znacznie opóźniły pojawienie się prototypu, który ostatecznie zmaterializował się w 1979 roku[13].

Tarantule posiadały dwie podwójne wyrzutnie KT-138 zdolne do odpalania pocisków P-21/22. Była to zmodernizowana rakieta P-15 o powiększonym zasięgu do 80 km oraz zdolności do lotu na wysokości 50 metrów. Wersja P-21 posiadała głowicę radiolokacyjną, a P-22 termiczną, co znacznie zwiększało prawdopodobieństwo skutecznego rażenia celu[14].

Wyrzutnia pocisków przeciwokrętowych P-21\22. Fot. M. Szafran

Pocisk przeciwokrętowy P-21\22. Fot. M. Szafran

Artyleria okrętowa składała się z działa AK-176M kal. 76,2 mm oraz dwóch lufowych systemów przeciwlotniczych kal. 30 mm AK-630M. Pomocniczym systemem uzbrojenia była Fasta 4M z pociskami Strzała 2M. Okręty miały również dość poważnie rozbudowane układy samoobrony i walki radioelektronicznej, dzięki czemu ich szansa na przetrwanie w przypadku ataku pociskami przeciwokrętowymi znacząco wzrastała. W związku z fiaskiem opracowania własnych jednostek rakietowych oraz coraz mniejszym potencjałem bojowym Os, Marynarka Wojenna PRL zakupiła dwie eksportowe wersje Tarantul, które do służby weszły pod koniec 1983 roku i na początku 1984 roku. Ochrzczono je jako OORP Górnik i Hutnik i nie były nazwami nawiązującymi do tradycji polskiej floty[15]. Pozostałe dwa okręty nazwano OORP Metalowiec i Rolnik, co również pozostawało w sprzeczności z historycznym nazewnictwem. Trzy z czterech nazw związane są z przemysłem ciężkim, będącym chlubą władz PRL. Natomiast Rolnik wyraźnie nie pasuje do tej grupy. Najprawdopodobniej okręt o oznaczeniu numerycznym 437 zostać wprowadzony do MW jako Stoczniowiec, ale ze względu na wydarzenia z lat 1980-81 zrezygnowano z tego.

 

 

 

OORP Rolnik i Metalowiec. Fot. M. Szafran

ORP Rolnik. Fot. M. Szafran

Służba czterech Tarantul nie odbiegała od wcześniejszych doświadczeń z użycia kutrów rakietowych proj. 205 z tą jednak różnicą, że załoga miała znacznie lepszy komfort związany z większym okrętem. W 1987 roku w czasie ćwiczeń OORP Górnik i Hutnik doszło do przypadkowego ostrzelania okrętu Bundesmarine A-66 Neckar. Niemiecka jednostka wpłynęła w strefę rażenia pocisków z działek AK-630 [16]. Na okręcie doliczono się 220 uszkodzeń od pocisków kal. 30 mm, pięciu marynarzy zostało rannych. Najprawdopodobniej Niemcy za bardzo zbliżyli się do mieszanego polsko-wschodnioniemieckiego zespołu prowadzącego ćwiczenia. Enerdowskie Osy strzelały rakietami P-15, natomiast polskie Tarantule zwalczały je przy pomocy środków artyleryjskich. Neckar został wówczas namierzony przez radar OORP Górnik lub Hutnik i jedna seria, zamiast w rakietę, przeszła po okręcie[17].

Rufa okrętu rakietowego, podwójny zestaw AK-630. Fot. M. Szafran

Po 1989 roku i nowej sytuacji geopolitycznej zostały zerwane więzi z Układem Warszawskim. Okręty MW RP utraciły szansę na sprawny serwis ze strony ZSRR. W przypadku Tarantul udało się pozyskać wsparcie ze strony Ukrainy, dzięki której jednostki pozostawały sprawne. Przeprowadzono ograniczoną modernizację polegającą na montażu nadajnika GPS i radarów nawigacyjnych Racal Decca.

Porównanie wielkości okrętów rakietowych typu Osa i Tarantula. Fot. M. Szafran

Porównanie wielkości okrętów rakietowych typu Osa i Tarantula. Fot. M. Szafran

Porównanie wielkości okrętów rakietowych typu Osa i Tarantula. Fot. M. Szafran

Porównanie wielkości okrętów rakietowych typu Osa i Tarantula. Fot. M. Szafran

W kolejnych latach Tarantule prowadziły strzelania rakietowe i – podobnie jak w przypadku Os – rakiety służyły pododdziałom przeciwlotniczym jako latające cele. Coraz większe zużycie konstrukcji oraz brak perspektyw modernizacyjnych doprowadziły do podjęcia decyzji o wycofaniu okrętów rakietowych z MW RP. Pierwsza para została skreślona z listy floty w 2005 roku (OORP Górnik, Hutnik), natomiast pozostałe dwie jednostki (OORP Metalowiec, Rolnik) służyły do grudnia 2013 roku. Kwestia szerokiej modernizacji lub gruntownego remontu nie znalazła uznania u decydentów i okręty zostały zezłomowane lub przekazane do Agencji Mienia Wojskowego, która miała zająć się ich sprzedażą. Do połowy grudnia 2016 roku nie udało się wzbudzić zainteresowania innych państw dawnymi polskimi Tarantulami. Jednostki nadal cumują w Porcie Wojennym na Oksywiu i czekają na dalszy los.

Dawne okręty rakietowe w oczekiwaniu na dalsze decyzje dt. Ich losu, jesień 2016. Fot. M. Szafran

Małe okręty rakietowe typu Orkan

Po wielu latach kopiowania i licencyjnej produkcji sprzętu wojskowego, w latach siedemdziesiątych nadszedł czas na samodzielne konstrukcje opracowane przez polskich inżynierów. Mimo wprowadzenia do służby kutrów rakietowych proj. 205, Marynarka Wojenna domagała się kolejnych jednostek tej klasy. Planowano wybudować w kraju jednostki przewyższające swoimi parametrami dotychczas używane okręty. Program oznaczono jako projekt 665 o kryptonimie Tukan[18]. Począwszy od 1972 roku rozpoczęły się prace nad stworzeniem wymagań taktyczno-technicznych, które zakładały m.in.:

  • silniejsze uzbrojenie artyleryjskie (nie mniejsze niż kal. 30 mm),
  • większą autonomiczność oraz dzielność morską,
  • pociski rakietowe o lepszych możliwościach bojowych niż P-15,
  • wyposażenie okrętów w rakietowy system przeciwlotniczy zdolny do zwalczania zagrożeń powietrznych na dalszych odległościach niż Strzała 2M.

Mimo ośmiu lat projektowania i przygotowań Stoczni Północnej w Gdańsku do budowy prototypu, w 1980 roku anulowano cały program. Wpłynęło na to niechęć ZSRR do przekazywania technologii oraz postępujący kryzys gospodarczy, który zaczął się objawiać pod koniec lat siedemdziesiątych.

Prace nad nową jednostką uderzeniową rozpoczęły się w Niemieckiej Republice Demokratycznej w stoczni VEB Peenewerft w Wolgaście. Miała być ona uzbrojona w nowoczesne pociski przeciwokrętowe Ch-35 Uran, które powstały jako radziecka odpowiedź na amerykańskie AGM-84 Harpoon. Okręty rakietowe proj. 151 miały przenosić aż osiem rakiet Uran oraz były uzbrojone w pojedyncze działo kal. 76 mm i jeden artyleryjski zestaw przeciwlotniczy kal. 30 mm. Do 1988 roku zbudowano prototypową jednostkę o nazwie Sassnitz, na której w praktyce sprawdzono dzielność morską okrętu. Zjednoczenie Niemiec sprawiło, że cały program został anulowany jesienią 1990 roku. Nawet gdyby kontynuowano budowę jednostek proj. 151, to ZSRR i tak nie dostarczyłby podstawowego uzbrojenia rakietowego. Niemcy nie byli zainteresowani kolejnymi jednostkami uderzeniowymi i wybudowane już okręty przenieśli do morskich formacji wschodzących w skład Bundesgrenzschutz. Strona polska wyraziła chęć kupna częściowo wyposażonych kadłubów i dostosowania ich do własnych potrzeb. Zostały one przyholowane do Stoczni Północnej w Gdańsku pod koniec 1990 roku[19]. W latach 1992-95 wprowadzono je do służby jako OORP Orkan, Piorun i Grom. Początkowo zakładano, że ostatnia z jednostek zostanie nazwana ORP Huragan, ale dzięki interwencji marynarzy zmieniono plany. Spowodowane było to brakiem tradycji tej nazwy w Marynarce Wojennej. Co prawda przed 1939 rokiem planowano tak nazwać jeden z niszczycieli, a w latach 1940-41 PMW używała francuskiego niszczyciela Ouragan, ale ostatecznie uznano, że właściwsze będzie nazwanie okrętu ORP Grom.

ORP Grom, okręt rakietowy proj. 660M

Okręty rakietowe proj. 660 weszły do służby bez podstawowego uzbrojenia rakietowego, co faktycznie sprowadziło je do roli ścigaczy artyleryjskich. Marynarka Wojenna RP w latach dziewięćdziesiątych była poddawana stopniowym redukcjom zarówno pod względem finansowym, jak i sprzętowym. Dopiero w 2006 roku została podpisana umowa z Thales Naval Nederland dotycząca modernizacji i doposażenia okrętów w pociski przeciwokrętowe. Na pokłady Orkanów miały trafić szwedzkie rakiety RBS-15 zintegrowane z systemem dowodzenia i kierowania ogniem TACTICOS oraz radarami Sea Giraffe i Sting EO[20]. Dzięki zaawansowanemu wyposażeniu zmodernizowane okręty proj. 660M mogą jednocześnie wykrywać i śledzić 200 obiektów w promieniu 180 kilometrów.

Modernizacja okrętów proj. 660 w Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni. Fot. M. Szafran

RBS-15 Mk. . Fot. M. Szafran

Prace nad jednostkami trwały w latach 2007-2008 w Stoczni Marynarki Wojennej S.A i oznaczone były kryptonimem Żeglarek. Początkowo zainstalowano starszą wersję rakiet – RBS-15 Mk.2, która miała posłużyć jako rozwiązanie tymczasowe do momentu dostarczenia najnowszej odmiany oznaczonej RBS-15 Mk.3. Dało to niespotykane dotąd możliwości uderzeniowe w Marynarce Wojennej RP. Oprócz rażenia okrętów, RBS-15 Mk.3 może również atakować cele lądowe. Dostarczenie 200 kg głowicy na odległość 200 km pozwala na ograniczoną projekcję siły na ląd. Pełna integracja okrętów rakietowych proj. 660M z pociskami RBS-15 Mk.3 zakończyła się na początku 2015 roku. Zakończenie eksploatacji Orkanów planowane jest w latach 2022-2025, po trzech dekadach służby na morzu. Dotychczasowa praktyka w MW RP sugeruje jednak znaczne przekroczenie okresu użytkowania.

RBS -15 Mk. 3 (kontener ćwiczebny). Fot. M. Szafran

Wycofanie okrętów rakietowych proj. 660M oznacza likwidację jednostek tej klasy w arsenale MW RP, a ich zadania zostaną przekazane znacznie większym i bardziej uniwersalnym jednostkom. Obecnie nie ma żadnych konkretów, jaką będą miały specyfikację techniczną. W ostateczności zadanie zwalczania okrętów wroga będzie można pozostawić Morskiej Jednostce Rakietowej z Siemirowic, która używa lądowych wyrzutni pocisków przeciwokrętowych NSM[21].

ORP Piorun, okręt projektu 660. Fot. M. Szafran

ORP Piorun, okręt projektu 660. Fot. M. Szafran

Podsumowanie

Wprowadzenie do służby okrętów rakietowych w połowie lat sześćdziesiątych XX wieku stanowiło znaczny skok technologiczny porównywalny z przejściem lotnictwa z samolotów tłokowych na maszyny odrzutowe. Polska stała się jednym z pierwszych użytkowników kutrów rakietowych proj. 205 Osa, co zwiększyło potencjał uderzeniowy floty. Umożliwiło to również tworzenie łączonych grup jednostek rakietowych i torpedowych, które miały wspólnie zaatakować morskie formacje przeciwnika. Okrętowe Grupy Uderzeniowe i wchodzące w ich skład kutry torpedowe oraz rakietowe mogły skutecznie zwalczać siły desantowe lub uderzeniowe. Niezbędne okazało się wypracowanie odpowiedniej strategii umożliwiającej wykorzystanie zalet broni torpedowej, jak i rakietowej. Kolejne lata przyniosły próby samodzielnego opracowania następnej generacji, ale ze względu na niechęć ZSRR do przekazania nowoczesnej technologii, strona polska zdecydowała się na zakup okrętów proj. 1241 Tarantula. Dopiero na początku lat dziewięćdziesiątych udało się doprowadzić do wprowadzenia do służby jednostek proj. 660 Orkan, które pod koniec pierwszej dekady XXI wieku zostały doprowadzone do ostatecznej konfiguracji.

ORP Orkan, okręt projektu 660. Fot. M. Szafran

Przez 50 lat znacząco zmieniły się warunki prowadzenia wojen na morzu. Kiedy okręty rakietowe weszły do arsenałów flot na świecie, inne jednostki były praktycznie bezbronne w przypadku salwy rakietowej. Postęp w dziedzinie radarów, walki radioelektronicznej oraz okrętowych systemów obrony bezpośredniej sprawił, że pociski przeciwokrętowe nie były już tak groźne jak kiedyś. Dodatkowym zagrożeniem dla okrętów rakietowych stało się coraz bardziej nowoczesne lotnictwo, które mogło niemal bezkarnie zaatakować i próbować zatopić okręt rakietowy. Koniec Zimnej Wojny na Bałtyku i upadek Układu Warszawskiego oraz redukcje związane z tymi wydarzeniami doprowadziły do spadku popularności jednostek tego typu. W obrębie Morza Bałtyckiego obecnie tylko Polska i Rosja posiadają małe okręty rakietowe. Dania, Szwecja i Niemcy zrezygnowały z nich na rzecz większych i bardziej uniwersalnych korwet.

50 lat używania przez polską Marynarkę Wojenną okrętów rakietowych pozwoliło na wyszkolenie wielu wybitnych oficerów floty. Trzech Dowódców MW (wiceadm. Piotr Kołodziejczyk, adm. Romuald Waga, adm. floty. Ryszard Łukasik) kariery rozpoczynało od tych niewielkich jednostek. Dowódcami 3. Flotylli Okrętów również zostawali oficerowie z Os i Tarantul (kadm. Jarosław Ziemiański, kadm. Marek Kurzyk). Inne kluczowe stanowiska w Marynarce Wojennej często były obejmowane przez dawnych marynarzy z okrętów rakietowych[22]. Co ciekawe, tradycja ta jest nadal podtrzymywana, ponieważ dowódcą przyszłego patrolowca ORP Ślązak[23] zostanie kmdr. ppor. Sebastian Kała. W 2009 roku objął samodzielne dowodzenie na ORP Grom[24].

Bibliografia:

  1. Badeński Z., Kościelniak R., Łukasik R., Mroziński L., Charakterystyka dynamiki rozwoju torpedowo-rakietowych sił okrętowych (G3) w latach 1945-2010, (w:) Ewolucyjny rozwój sił okrętowych Marynarki Wojennej w latach 1945-2010, pod red. H. Sołkiewicza, Gdynia 2015.
  2. Borowiak M., Ścigacze Polskiej Marynarki Wojennej w II wojnie światowej, Warszawa 2015.
  3. Ciślak J., Polska Marynarka Wojenna 1995, Warszawa 1995.
  4. Gozdawa-Gołębiowski J., Wywerka-Prekurat T., Pierwsza Wojna Światowa na morzu, Gdańsk 1973
  5. Kiński A., Rakietowe „Błyskawice”, „Morza Statki i Okręty” 2005, nr 4.
  6. Kubiak K., Działania sił morskich po Drugiej Wojnie Światowej. Studia przypadków, Warszawa 2007.
  7. Neubauer T., Rola małych jednostek bojowych w zapewnieniu bezpieczeństwa morskiego państwa, Gdynia 2016.
  8. Rochowicz R., Polskie „Tarantule”, „Morza Statki i Okręty” 2005, nr 5.
  9. Rochowicz R., Rakietowy Tukan. Niespełnione polskie marzenia, „Morza, Statki i Okręty” 2014, nr 2.
  10. Rochowicz R., Rakietowe żądła floty, „Morze Statki i Okręty” 2014, nr 2.
  11. Szafran M., Praca magisterska Wizerunek Marynarki Wojennej na podstawie filmu fabularnego „Ostatni po Bogu”, Gdańsk 2010.
  12. Wierzykowski W., Od kanonierki do fregaty. Okręty spod biało-czerwonej i ich dowódcy 1920-2011, Świnoujście 2012.

 

Strony internetowe:

https://wiekdwudziesty.pl/artyleria-nadbrzezna-w-polsce-po-1945-roku

http://www.spiegel.de/spiegel/print/d-13524775.html

The Orkan modernization program, Thales Nederland 2001.

[1]J. Gozdawa-Gołębiowski, T. Wywerka-Prekurat, Pierwsza Wojna Światowa na morzu, Gdańsk 1973, s. 451, 517-519.

[2]M. Borowiak, Ścigacze Polskiej Marynarki Wojennej w II wojnie światowej, Warszawa 2015, s. 79-95.

[3]Ibidem, s. 101.

[4]T. Neubauer, Rola małych jednostek bojowych w zapewnieniu bezpieczeństwa morskiego państwa, Gdynia 2016, s. 35-37.

[5]Ibidem, s. 39-40.

[6]Ibidem, s. 63.

[7]K. Kubiak, Działania sił morskich po Drugiej Wojnie Światowej. Studia przypadków, Warszawa 2007, s. 411-412.

[8]R. Rochowicz, Rakietowe żądła floty, „Morze Statki i Okręty” 2014, nr 2, s. 30.

[9]T. Neubauer, op. cit., s. 158.

[10]M. Szafran,  Praca magisterska Wizerunek Marynarki Wojennej na podstawie filmu fabularnego „Ostatni po Bogu”, Gdańsk 2010, s. 46.

[11]R. Rochowicz, Rakietowe żądła…, s. 40.

[12]J. Ciślak, Polska Marynarka Wojenna 1995, Warszawa 1995, s. 57.

[13]A. Kiński, Rakietowe „Błyskawice”, „Morza Statki i Okręty” 2005, nr 4, s. 26.

[14]J. Ciślak, op. cit., s. 227.

[15]Ibidem, s. 60.

[16]R. Rochowicz, Polskie „Tarantule”, „Morza Statki i Okręty” 2005, nr 5, s. 29.

[17]http://www.spiegel.de/spiegel/print/d-13524775.html (dostęp 11.12.2016).

[18]R. Rochowicz, Rakietowy Tukan. Niespełnione polskie marzenia, „Morza, Statki i Okręty” 2014, nr 2, s. 45.

[19]J. Ciślak, Polska…, s. 70-71.

[20]The Orkan modernization program, Thales Nederland 2001.

[21]M. Szafran, https://wiekdwudziesty.pl/artyleria-nadbrzezna-w-polsce-po-1945-roku/, (dostęp 23.12.2015).

[22]Z. Badeński (i in.), Charakterystyka dynamiki rozwoju torpedowo-rakietowych sił okrętowych (G3) w latach 1945-2010, (w:) Ewolucyjny rozwój sił okrętowych Marynarki Wojennej w latach 1945-2010, pod red. H. Sołkiewicza, Gdynia 2015, s. 300-301.

[23]ORP Ślązak projektowany był jako wielozadaniowa korweta o możliwościach znacznie większych niż Tarantule i Orkany. Ze względu na decyzje polityczne i cięcia budżetowe Ślązak ma zostać ukończony jako okręt patrolowy.

[24]W. Wierzykowski, Od kanonierki do fregaty. Okręty spod biało-czerwonej i ich dowódcy 1920-2011, Świnoujście 2012, s. 77

 

Opublikuj swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*