Na skrzydłach orłów
Na ekrany polskich kin zawitała produkcja przedstawiająca działalność Erica Liddella. Pierwszym filmem poświęconym m.in. szkockiemu biegaczowi były legendarne „Rydwany ognia” z 1981 roku[1]. „Na skrzydłach orłów”, chińsko-amerykańska koprodukcja, przedstawia losy Liddella po zakończeniu kariery sportowej.
Eric Liddell to legendarny przedstawiciel brytyjskiego sportu. Pochodził z prezbiteriańskiej rodziny. Urodził się w 1902 roku w Tiencin w Chinach, gdzie misjonarzem był jego ojciec. Eric sportem zainteresował się podczas studiów w Edynburgu. Jeszcze przed zakończeniem nauki, w 1924 roku, wziął udział w olimpiadzie w Paryżu. Historię tej rywalizacji przybliżyły widzom wspomniane „Rydwany ognia” z 1981 roku, gdzie w rolę Liddella wcielił się Ian Charleson. Film „Na skrzydłach orłów” ukazuje losy biegacza po jego powrocie do Chin, gdzie wraz z żoną i dziećmi przebywał od 1925 roku jako misjonarz. Jego ówczesna praca polegała przede wszystkim na edukacji chińskich dzieci i młodzieży. Prowadził on zajęcia z chemii, języka angielskiego i oczywiście wychowania fizycznego. Jego żona była pielęgniarką.
Filmowa historia przedstawiona w „Na skrzydłach orłów” rozpoczyna się mniej więcej w 1937 roku, kiedy to swój początek miała wojna japońsko-chińska. Eric Liddell (w tej roli Joseph Fiennes) angażuje się w pomoc uchodźcom i, nie bacząc na własne bezpieczeństwo, zostaje w Chinach, wysyłając do Wielkiej Brytanii ciężarną żonę i dwie córki. Po ataku na Pearl Harbor 7 grudnia 1941 roku, inwazji na Malaje i zaatakowaniu Singapuru oraz Hong-Kongu, 8 grudnia Wielka Brytania wypowiedziała Japonii wojnę[2]. Obywatele brytyjscy znajdujący się na terenie kontrolowanym przez Japończyków zostali wówczas umieszczeni w obozach. Losy szkockiego biegacza w takim właśnie miejscu obserwujemy przez większą część filmu.
Postać Liddella przedstawiona jest w filmie w sposób niemal jednoznacznie kryształowy. W rzeczywistości był on faktycznie osobą głęboko wierzącą i zaangażowaną w działalność misyjną. Zasłynął z rezygnacji z udziału w wyścigu na 100 metrów, gdyż odbywał się on w niedzielę. Zamiast tego pobiegł na 400 metrów, zdobywając tytuł mistrza olimpijskiego i ustanawiając nowy rekord na tym dystansie. Po olimpijskim sukcesie poświęcił się jednak pracy misyjnej. Najnowsza produkcja rozwija te chwalebne wątki jego życiorysu, tworząc z losów Liddella niemalże protestancką hagiografię.
Pobyt biegacza w obozie upływa więc w filmie na kolejnych poświęceniach dla dobra współwięźniów oraz cierpliwym nadstawianiu drugiego policzka wobec okrucieństw i szykan wymierzanych przez japońskich okupantów. Postawa taka nie budzi oczywiście zastrzeżeń, jednak sposób jej przedstawienia jest przerysowany i nazbyt patetyczny. Scenarzyści włożyli w usta głównego bohatera wiele podniosłych i głęboko religijnych wypowiedzi, wygłaszanych w najbardziej krytycznych momentach filmu. W pewnym momencie daje się zauważyć pewna utarta konstrukcja stosowana przez reżysera: budowanie napięcia/konfliktu – moment kulminacyjny sceny – zbliżenie na Fiennesa wygłaszającego z kamienną twarzą i głębokim zaangażowaniem kwestie o silnym nacechowaniu religijnym. Nadmierne użycie tego schematu powoduje niestety efekt odwrotny do zamierzonego i momentami wygląda karykaturalnie.
Joseph Fiennes nie ma więc niestety na ekranie okazji do zabłyśnięcia talentem aktorskim. Niewątpliwie na uwagę zasługuje jednak fakt wypowiadania się przez niego w języku chińskim, którym Liddell faktycznie się posługiwał. Aktor jest oczywiście przekonywujący w swojej roli, odtwarza cierpienie i trud bohatera w sposób trafiający do widza, jednak nie ratuje to źle napisanej postaci.
„Na skrzydłach orłów” nie zachwyca od strony technicznej. Przeciętne efekty komputerowe wyglądają sztucznie, a tych jest w filmie całkiem sporo. Twórcy postanowili w mocno dosłowny sposób zobrazować grozę wojny, co przejawia się przez zaprezentowanie widzowi wielu wirtualnych samolotów, okrętów i wybuchów. W oczy rażą błędy zespołu realizującego zdjęcia (permanentne drgania obrazu przy zdjęciach z „kranu”). W kontraście do tego mamy jednak mocną zaletę chińskich produkcji filmowych – niskie koszty realizacji pozwalają na zaangażowanie dużej liczby statystów oraz rozbudowaną i szczegółową scenografię.
Interesująca historia Erica Liddella została ukazana w mocno przeciętnym filmie, który nie daje się porównać z legendarnymi „Rydwanami ognia”. Największymi mankamentami „Na skrzydłach orłów” są przesadny patos oraz spłycenie postaci Liddella. Być może taka właśnie konstrukcja bohatera i sposób przedstawienia fabuły bardziej trafiają do chińskiego widza, który również ma być odbiorcą filmu. Szkocki biegacz i misjonarz jest w Państwie Środka pamiętany i niezwykle szanowany za swoją pracę na rzecz chińskiego społeczeństwa w trudnym okresie japońskiej okupacji. Działalność Erica Liddella, który zmarł w obozie na guza mózgu zaledwie pięć miesięcy przed kapitulacją Japonii, zasługuje jednak na lepsze upamiętnienie.
[1] Rydwany ognia, tyt. oryg. Chariots of fire, reż. Hugh Hudson, prod. Wlk. Brytania 1981.
[2] List Winstona S. Churchilla do ambasadora japońskiego w Londynie przekazany został 8 grudnia 1941 roku. Churchill, powołując się na prawo międzynarodowe i III konwencję haską, stwierdza w nim, że po atakach wojsk japońskich na Malaje, Singapur i Hong-Kong, Wielka Brytania i Japonia znalazły się w stanie wojny. Treść listu dostępna jest pod poniższym linkiem: https://en.wikipedia.org/wiki/United_Kingdom_declaration_of_war_on_Japan (dostęp 18.12.2017).