Miasto 44
Film „Miasto 44”. Jest to bez wątpienia dzieło bardzo nierówne. Ma swoje mocne, niekiedy wręcz rewelacyjne momenty, jednak nie brakuje w nim, niestety, słabszych scen, które najczęściej są rezultatem związanych z warstwą fabularną mielizn scenariuszowych.
Miasto 44 – Fabuła
Głównym bohaterem „Miasta ‘44” jest Stefan. Na co dzień pracuje w fabryce Wedla, w domu pomaga neurotycznej matce w opiece nad młodszym bratem. Ojciec, major Wojska Polskiego, nie wrócił z kampanii wrześniowej. Pewnego dnia Stefan, troszczący się przede wszystkim o byt swojej rodziny, trafia – w gruncie rzeczy przypadkiem – do konspiracji. Tam poznaje Biedronkę. Młodzi ludzie przypadają sobie do gustu, jednak w filmie nie jest nam dane oglądać typową historię miłosną. Twórcy postawili na skomplikowanie fabuły trójkątem miłosnym, który zawiązuje się między Stefanem, Biedronką i ich wspólną przyjaciółką, przy czym – dla ścisłości – dwie ostatnie postacie żeńskie nie romansują ze sobą. Moim zdaniem jest to rozwiązanie mocno niewiarygodne. Wiąże się to z faktem, że losy Stefana zależą w dużej mierze od jego własnych wyborów. Trafia do konspiracji z własnej woli, a już podczas samego Powstania nie wykorzystuje okazji, aby uciec z miasta z ukochaną (?) Biedronką. Tuż po tym, jak ranny Stefan zostaje ocalony z płonącego szpitala przez Biedronkę i wspólnie niemal cudem udaje im się przedrzeć kanałami w bezpieczniejsze miejsce, bohater porzuca swą towarzyszkę. Nie zważając na ciężką ranę, powraca do oddziału kontynuować walkę, gdzie nawiązuje bliższą znajomość ze swoją przyjaciółką.
Wszelkie poważniejsze komplikacje losu Stefana wynikają z jego własnych decyzji, należy jednak pamiętać, że w wielu przypadkach sytuacja nie dawała powstańcom i mieszkańcom stolicy tak dużych możliwości kierowania swoim losem. Wśród mnogości sensacyjnych i zupełnie autentycznych wątków pojawiających się w filmie, „podgrzewanie” fabuły przez taki miłosny węzeł dramatyczny było moim zdaniem zabiegiem zbytecznym.
Autorzy „Miasta ’44” w 130-minutowym dziele postarali się „upchnąć” jak najwięcej epizodów z Powstania. Mamy więc przekrój przez walki w różnych dzielnicach Warszawy, wędrówkę kanałami, sceny rozgrywające się wśród rozmaitych zniszczonych ulic, szpitali czy piwnic. Zaprezentowano również te najgłośniejsze wydarzenia, jak na przykład tragiczną historię eksplozji transportera ładunków wybuchowych Sd.Kfz.301 Borgward B IV, zastosowanie przez Niemców min samobieżnych Goliath, dirlewangerowców mordujących cywilów w szpitalu, czy berlingowców, którzy przybyli z pomocą powstańcom.
Stereotypy
Twórcy filmu wyraźnie starają się uniknąć powielania stereotypów, jednak nie do końca im się to udaje. O ile przekrój rozmaitych postaw mieszkańców Warszawy i powstańców pokazany jest w sposób pełny i niewymuszony, o tyle żołnierze armii Berlinga to poczciwi kresowiacy z prowincji, niemający pojęcia o prowadzeniu walk w mieście. Z jednej strony nie jest to rażąca nieścisłość, jednak trzeba mieć na uwadze, że wielu berlingowców nie zdążyło dołączyć do oddziałów pod dowództwem Andersa, jak również, że nie każdy z nich był niedoświadczonym chłopem spod wschodniej granicy – wielu było weteranami, chociażby kampanii wrześniowej. W filmie nie przedstawiono również okoliczności pojawienia się berlingowców w Warszawie. Widz dowiaduje się, że Rosjanie zatrzymali się nad Wisłą, a w jednej ze scen znienacka pojawiają się żołnierze Ludowego Wojska Polskiego.
Twórcom filmu generalnie udało się uniknąć tworzenia papierowych postaci. Nie znajdziemy w nim bohaterów, których można by odlać z brązu. Ludzie młodzi boją się, kochają, cierpią, ale również stać ich na bezprzykładny heroizm czy poświęcenie. Żywo dyskutowana scena erotyczna, która pojawia się w filmie, jest krótka i nie epatuje zbędną nagością. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jest ona wysmakowana, gdyby nie fakt niezwykle dynamicznego, podrasowanego komputerowo ujęcia rodem z teledysków. W tle słyszymy dubstepowy utwór, a przez zastosowanie szybkiego montażu przenosimy się nagle z oddziałem powstańców do kanałów.
Muzyka i zdjęcia
W tym miejscu warto wspomnieć o ścieżce dźwiękowej filmu. Zastosowano ciekawy zabieg, polegający na zmieszaniu utworów pochodzących z epoki z muzyką współczesną. Obok „Chryzantem Złocistych” i „Nie płacz, kiedy odjadę” usłyszymy „Dziwny jest ten świat” Czesława Niemena i najnowszą muzykę elektroniczną.
Mocnym elementem filmu są znakomite zdjęcia, tworzące niezwykle sugestywny obraz powstańczej Warszawy. Fantastyczna scenografia jest widoczna głównie w drugiej części filmu. Dzięki interesującym zabiegom realizatorskim wiele scen ma znakomity klimat i na długo pozostaje w pamięci. Jako przykład podam chociażby przejście przez kanały, gdzie akcja zaczyna pędzić jak szalona i pod sam koniec przypomina oniryczną wizję, szybko zakończoną gwałtownym wyjściem na powierzchnię. Duże wrażenie wywarły na mnie również zdjęcia w ciasnych pomieszczeniach piwnicznych. Niesamowicie, fascynująco i przerażająco zarazem prezentuje się płonąca, zniszczona Warszawa nocą. Ciekawie i efektownie wyglądają sceny batalistyczne, w których, przy okazji strzelania i walki, zastosowano ujęcie z perspektywy pierwszej osoby.
Batalistyka i efekty specjalne
Walka, strzelaniny, potyczki to bardzo duże plusy filmu. Zrealizowane niezwykle realistycznie, z dopieszczeniem szczegółów w postaci kostiumów, uzbrojenia oraz charakteryzacji. Tak dobrych scen walki w polskim kinie jeszcze nie widziałem. Sama charakteryzacja to – bez przesady i ironii – poziom światowy. Nie zauważyłem wpadek związanych z rekwizytami i kostiumami, choć przyznam szczerze, że nie lustrowałem każdego żołnierza pod kątem uzbrojenia i oporządzenia, ani nie zerkałem, czy mundury obszyte są prawidłowo. Efekty specjalne prezentują się dobrze, komputerowe animacje są na naprawdę przyzwoitym poziomie.
Podsumowanie
„Miasto 44” wizualnie sprawia świetne wrażenie, niezwykle sugestywne obrazy wbijają się w pamięć. Film pokazuje Powstanie jako przede wszystkim tragedię cywilów, kobiet i dzieci. Wątek miłosny to największa wada filmu, rażą też pojawiające się miejscami dynamiczne, przywodzące na myśl „Matrixa” ujęcia. Niekiedy sceny takie wyglądają wręcz groteskowo, jak np. obecny w trailerze pocałunek wśród rykoszetujących pocisków. Domyślam się jednak, że w zamyśle twórców takie rozwiązania miały przykuć uwagę młodszej części publiczności. Ta jednak może nie do końca zrozumieć treść filmu, skupiając się na momentami naturalistycznym przedstawieniu cierpienia i okrucieństwa. Gimnazjaliści nie zrozumieją na pewno skomplikowanej i wielowątkowej historii, która została przedstawiona w filmie. Osoby dobrze znające historię mogą zaś czuć się znużone przedstawianiem historii Powstania w pigułce.
Pomimo przedstawionych mankamentów „Miasto 44” to sprawnie zrealizowany film, przedstawiający przede wszystkim portret zbiorowy anonimowych bohaterów i ofiar, których nie brakowało wśród mieszkańców Warszawy, a także zaprezentowanie zwykłych, ludzkich dramatów. Kolejnym argumentem przemawiającym za filmem jest doskonałe przedstawienie obrazu zniszczonej, powstańczej Warszawy. Nie rozczarowuje zakończenie, które subtelnie odbiega od obecnej w całym filmie konwencji brutalnego realizmu i dosłowności. Uwagę przykuwa dopracowany, ostatni kadr, który porównuje płonącą Warszawę ze współczesnym miastem.
Podsumowując: warto zobaczyć, mimo wad.
Wady wadami, film bardzo mi się podobał. Pomijając scenę z pocałunkiem i zbliżenie Stefana z Kamą oczywiście. Może ktoś powiedzieć, że przesadzam, ale mnie film „wbił” w fotel. Osobiście polecam.
Jest mocny i wbija, nareszcie w pl filmie pokazali okrucieństwo wojny
wizualnie super!!! ma klimat.
Mocne kino. Nareszcie dobry, polski film wojenny.
„Zrealizowane niezwykle realistycznie…” no to gratuluję pojęcia o realizmie :D Strzał z armaty czołgowej, który musnął bohaterkę? Seria po ścianie, która też poharatała ale zupełnie nierealistycznie inną dziewczynę. Latające kule, jak u Disneya…
„skomplikowanej i wielowątkowej historii” wielowątkowej? :D świetny żart, chyba jednego wątku tułaczki i przygód dwójki zakochanych.
Gdyby nie tematyka i niektóre sceny film zostałby zjechany, a tak mamy ogólnokrajowy faping z powodu mocno przeciętnego filmu.
Dziękuję za gratulacje :) Co do czołgu, bohaterka nie była trafiona bezpośrednio. O które latające kule i jaką serię po ścianie chodzi? Proszę napisać coś więcej, wiedząc o jakich scenach mowa chętnie się ustosunkuje :)
Realizmu będę bronił, widać go chociażby w odtworzeniu ran bohaterów :)
Skomplikowana i wielowątkowa historia – tutaj chodziło mi o losy ogółu przedstawionych postaci, licznych bohaterów drugoplanowych i historię miasta wraz z mieszkańcami jako całości. Główny wątek oparty na trójkącie miłosnym faktycznie jest marny, o czym zresztą napisałem w recenzji.
Podchodzilem wczoraj z wielka rezerwa (rodzima produkcja) i nastawieniem typu 'usne po godzinie… albo polowie’. Nie usnalem. Glupio mi nawet za poczatkowe podejscie. Mimo to zaczne od wad.
Chyba troche zbyt beztrosko przedstawiono zycie mlodych ludzi w okupowanej stolicy. Troche tak, jakby przez lata okupacji nie dzialo sie nic zlego – i wiszace na kamienicy ciala tego wrazenia nie tuszuja. Tutaj jednak nalezaloby zasiegnac jezyka u historykow lub osob, ktore okupacje przezyly. Osobiscie odebralem to troche jako zabieg majacy na celu 'kupienie’ mlodego/przecietnego widza. Z drugiej strony moze celem bylo uwypuklenie kontrastu… pokazanie naglego i brutalnego przejscia z dziecinstwa w doroslosc.
Krolikowski. Jego postac irytowala mnie caly film i jest kwintesencja przejaskrawienia i przesadyzmu, o ktorych mowa wyzej. Po prostu nie pasuje – tak bym to ujal. Tworzy postac 'Mietka-Podnietka’ zywcem wzieta z jakiegos kiczowatego filmu o nastolatkach-hakerach. Nie wiem czyja to wina – rezysera, czy tego, ze aktor nie umie wejsc w role tylko odgrywa sceny. Tak czy siak dla mnie zdecydowanie najslabsze ogniwo filmu.
Niesamowicie do gustu przypadla mi natomiast gra glownej trojki, zwlaszcza dziewczyn, w szczegolnosci Biedronki. Super, ze mamy tak zdolnych i naturalnych mlodych ludzi. Dla odtworcy Stefana rowniez brawa.
Najwiekszy problem stanowi dla mnie okreslenie, jak ja ten film odbieram. Czy jako o powstaniu, czy jako o milosci. Wybieram ta druga opcje i caly odbior staje sie o wiele prostszy, rownie wiele zyskuje na takim podejsciu.
Sceny slow-motion (filizanka, bieg przez cmentarz, bieg przez czerniakow, seks) wg mnie sa znakomicie wkomponwane, na dodatek z duzym smakiem. Pozwalaja widzowi gwaltownie, a jednosczesnie naturalnie i calkowicie przechodzic przez emocje, ktore niosa. Do zrozumienia tych scen potrzeba troche wrazliwosci i niesztampowego myslenia, bo mysle, ze nie o sama widowiskowosc w nich chodzi. Dla mnie sa one one kwiatem tej milosnej historii, jej sola zas realizm i okrucienstwo z jakim musieli zmierzyc sie ludzi na ulicach miasta.
Polecam zobaczyc choc raz.
Tyle okiem zupelnego laika, ktory niestety oglada nie wiecej jak, circa, 7 nowych filmow w roku. Prosze o wyrozumialosc.
P.S.
Wielkie brawa za muzyke, wielkie.
Osobiście jednak wolę polskie produkcje o Powstaniu z okresu PRL jak chociażby „Kanał” czy serial „Kolumbowie”. „Miasto 44” nie trafiło do mnie jako obraz artystyczny i historyczny. Traktuję to jako zwyczajną komercyjną produkcję kinową.
Zakłamane produkcje propagandowe o Powstaniu z okresu PRL? Brawo, Panie Michale.
Kanał filmem propagandowym? Można prosić o jakieś konkrety?
Propagandowy w takim zakresie, że po pierwsze, kręcony był w okresie PRL-u, po drugie, przedstawiał dogodną dla komunistów rządzących PRL-em wizję Powstania Warszawskiego z bohaterskimi powstańcami i przestępczymi kręgami dowódczymi AK. Abstrahując od obecnej, bardzo rozbudowanej i bardzo ostrej dyskusji publicznej na temat motywów wywołania Powstania (ówcześni przywódcy PRL przecież jej nie znali) chodziło przecież wówczas o oczernienie przywództwa AK jako tych, co zmamili zwykłych partyzantów różnymi wrednymi wizjami, a to stosunku do „naszych sojuszników” Sowietów, a to w stosunku do polskich komunistów i ich dążeń do odbudowy powojennej Polski itd. Zresztą była to typowa komunistyczna, czy PRL-owska zagrywka propagandowa, że oszukiwanemu, manipulowanemu, mamionemu itp. polskiemu ludowi przeciwstawiać, a ta niedobrą szlachtę, a to sanację, a to kręgi przywódcze AK, a to emigracyjny rząd w Londynie. Tak paskudnie działał PRL – jednych Polaków nastawiać przeciwko drugim Polakom. Nie prawdziwym zdrajcom czy agentom, bo w oczywisty sposób tacy występowali w polskiej historii (choćby były bohater wojen napoleońskich gen. Zajączek), bo w końcu sami komuniści byli po prostu zdrajcami Polski.
Niektórzy na Zachodzie chcieli stawiać przed sądem dowódców AK odpowiedzialnych za powstanie. Filmografia PRL zawiera wiele elementów, które udało się ukryć przed cenzurą i kolaudacją. Obrazy stworzone w PRL są również bardziej dopracowane technicznie i scenariuszowo. O takich perełkach jak „Popiół i diament” nie wspominając. Polecam zapoznać się z monumentalny dziełem profesora Kornackiego o tym filmie oraz zajrzeć do protokołów z Komisji Oceny Scenariuszy i Komisji Kolaudacyjnej. Twórca w PRL zawsze miał pod górkę z cenzurą i partią. Po 1989 roku kiedy wszystko było wolno nie udało się stworzyć żadnych godnych uwagi dzieł filmowych. O serialach jak Czas Honoru (zwany pieszczotliwe Czasem Humoru) również nie warto się wypowiadać. Tak samo jak porównanie Chochlewa i Różewicza.
Nie chcę prowadzić dyskusji na temat przyczyn wybuchu Powstania Warszawskiego, bo nie o to chodzi. Sam mam własne wątpliwości na ten temat. Natomiast co do filmów historycznych w PRL-u – oczywistym jest, że takie filmy puszczane były za zgodą władz PZPR-owskich, spełniając różną rolę. Ale zawsze była to rola przydatna dla ówczesnych władz, wpisując w ich politykę. Jeśli chodzi o serial „Czas honoru”, to w tym przypadku w pełni zgadzam się z Panem.
Obejrzałam ten film tuż przed kilkudniową wycieczką do Warszawy. Dzięki temu spojrzałam na stolicę z innej perspektywy. Byłam na Woli, Czerniakowie, Śródmieściu. Chociaż miejsca te nie były w planie wycieczki. Musialam je odwiedzić. Film wzbogacił mnie o uczucia, których wcześniej nie znalam. Po raz pierwszy w życiu czułam historię. Znawcą kina nie jestem. Mogę tylko powiedzieć, jak wpłyną na mnie film, a poruszył mnie głębiej niż jakikolwiek inny dotyczący tej trudnej tematyki.
Osobiście preferuję film „Kanał” w reżyserii Andrzeja Wajdy a także serial „Kolumbowie”. Mniejszy rozmach i nie o wszystkim można było powiedzieć, ale wrażenia mocniejsze.