Hiszpanka
Pierwsze informacje o filmie zapowiadały ciekawą, nieszablonową produkcję. Duży budżet, dofinansowany z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej oraz z kasy Województwa Wielkopolskiego. Zaangażowanie znanych polskich i zagranicznych autorów. Wysokiej klasy efekty specjalne. Później było tylko lepiej. „Hiszpankę” swoim nazwiskiem firmuje Grażyna Torbicka, zapraszając z umieszczonych w pewnej sieci kin plakatów na pokazy z cyklu „Kocham Kino”. Produkcja przez samych twórców określona zostaje jako „arcydzieło”. Powiew świeżości i nowa jakość w polskiej kinematografii? Nie. Wyszło jak zwykle, a nawet gorzej, mając za punkt odniesienia przyzwoite „Miasto 44”, a nawet tragiczną „1920 Bitwę Warszawską”.
Film jest zwyczajnie nudny. Papierowe postacie robią poważne miny oraz dużo chodzą tu i tam, z czego zasadniczo nic sensownego nie wynika; dialogi rażą płytkością, punkty kulminacyjne fabuły zostały położone nieudolną reżyserią i słabym montażem. Przykład: przesłuchanie prowadzone przez Crispina Glovera w prezydium policji. Ciasne pomieszczenie, nadmierna ekspresja aktorów i dłużące się ujęcia sprawiają, że scena zamiast wywołać u widza dreszcz emocji, powoduje znużenie i przypomina klimatem marną adaptację którejś ze sztuk Szekspira. Porażają fatalne sceny batalistyczne (właściwie jedna scena) – w dokumentach Discovery widać większą dynamikę. Zmarnowano olbrzymi potencjał, płynący z licznie zaangażowanych artystów, dużej ilości użytych rekwizytów i przyzwoitego poziomu efektów komputerowych. W scenie walki widzimy głównie zbliżenia na lufy karabinów i twarz oficera artylerii.
Historyków i osoby zainteresowane historią razić będą oczywiste błędy. Paderewski przypływa do Polski na pokładzie okrętu bardzo podobnego do ORP Błyskawicy w jej drugowojennym malowaniu, a w jednej ze scen widzimy wyraźnie Browninga HP, produkowanego od 1935 roku. Akcja filmu dzieje się oczywiście podczas powstania wielkopolskiego. Uważny widz dostrzeże z pewnością więcej wpadek i, wynikających z niedbałości, karygodnych uproszczeń. Pojawiające się zarzuty o zmarnowaniu fabularnych możliwości, jakie daje powstanie wielkopolskie, twórcy odpierali uzasadniając, że nie jest to film stricte historyczny. Co więc interesującego ma on nam do zaoferowania? Fabuła kuleje, chaosu wprowadzonego przez wątki rozgrywające się na rozmaitych poziomach świadomości i podświadomości bohaterów nie ogarnia chyba nawet sam reżyser.
„Hiszpanka” to zlepek swego czasu przełomowych w kinie pomysłów, które w tym przypadku marnie zrealizowano. Znajdziemy tutaj motywy z „Incepcji” (przekraczanie granic wyobraźni), „Sherlocka Holmesa” z 2009 roku (koncepcja artystyczna), „Prestiżu” (balansowanie na granicy metafizyki), a nawet ducha „odbrązawiania wieszczy” (podwiązka Paderewskiego, zostawiona u pewnej damy w niedwuznacznych okolicznościach) i tak dalej. Nawet wątek romansu młodego Jakuba Giesztora z wdową to nieudolne połączenie „Lalki” z „Przedwiośniem”.
Całości nie rekompensuje, niestety, kilka naprawdę ładnych, komputerowo podrasowanych ujęć. Widz może czuć się oszukany. Film jest zwyczajnie słaby, marną fabułę i scenariuszowe mielizny próbuje przykryć się dostrzeganym chyba jedynie przez reżysera artyzmem. Na uwagę zasługuje to, że jednym z nielicznych obrońców „Hiszpanki” jest znany krytyk Paweł T. Felis, który pozytywnie zaopiniował dofinansowanie filmu z PISF. Przypadek?[1] Za skandal należy uznać fakt, że „Hiszpanka” miała być filmem opowiadającym o powstaniu wielkopolskim.[2] Powstanie jest w filmie jedynie tłem dla wydumanej i nietrzymającej się kupy fabuły, a całość zrealizowano w konwencji najbliższej Teatrowi Telewizji. A to wszystko – między innymi – z pieniędzy podatników…
[1] http://natemat.pl/131267,przyznal-pieniadze-na-hiszpanke-potem-sam-ja-recenzowal-burza-w-srodowisku-filmowym dostęp: 02.02.2014
[2] http://www.mmpoznan.pl/artykul/hiszpanka-z-rozmachem-opowie-o-powstaniu-wielkopolskim,3178161,art,t,id,tm.html dostęp: 02.02.2014
Wiedziałem kolejna filmowa żenada made in PL
Ciągle nie mogę zrozumieć dlaczego w Polsce powstają tak słabe filmy? Mamy utalentowanych twórców a nie potrafimy zrobić w miarę porządnego obrazu o tematyce historycznej. W okresie PRL gdzie obowiązywała cenzura a twórcy podlegali kontroli udawało się wprowadzić dość dobre tytuły. Nawet filmy o typowo propagandowym charakterze były przyjemne w oglądaniu pod względem wizualnym i technicznym.
Strach się bać, nasi filmowcy zamierzają teraz zabrać się za Dywizjon 303:
http://film.wp.pl/id,148662,title,Dywizjon-303-w-kinie-Tworca-Bogow-pracuje-nad-filmem,wiadomosc.html?ticaid=1144f0
Nieeeeee :D