Czerwone maki

„Czerwone maki” (2024) to pierwszy polski film fabularny opowiadający o bitwie o klasztor na Monte Cassino. Przeniesienia tej historii na duży ekran podjął się Krzysztof Łukasiewicz, znany z obrazów „Generał Nil” (2009), „Karbala” (2015) i „Orlęta. Grodno ’39” (2022).

Tytuł filmu nawiązuje do pieśni „Czerwone maki” autorstwa Feliksa Konarskiego (słowa) i Alfreda Schütza (muzyka), która jest najsłynniejszym utworem o bitwie pod Monte Cassino. II Korpus Polski generała Władysława Andersa to związek taktyczny składający się w większości z ludzi ewakuowanych w 1942 roku z terenów ZSRR, którzy po ciężkiej wędrówce przez Persję, Irak, Palestynę i Egipt dotarli do Włoch. Dowództwo brytyjskie postawiło przed generałem Andersem zadanie przełamania niemieckich linii obronnych zwanych Linią Gustawa, których jednym z ważniejszych punktów był klasztor na Monte Cassino. W okresie od stycznia do maja 1944 roku w działaniach brały udział wojska brytyjskie, francuskie i amerykańskie, które nie były w stanie zdobyć niemieckich umocnień i otworzyć drogi na Rzym.

11 maja 1944 roku rozpoczęła się Operacja Honker, w której główna rola przypadła II Korpusowi Polskiemu generała Andersa. Po tygodniu ciężkich walk oddziałów polskich w rejonie Monte Cassino oraz Brytyjczyków i Francuzów na skrzydłach udało się przełamać Linię Gustawa i zmusić Niemców do wycofania na Linię Hitlera. 18 maja 1944 roku żołnierze II KP zawiesili na ruinach polską flagę, a o godzinie 12 plutonowy Emil Czech odegrał na wzgórzu klasztornym hejnał mariacki.

Mimo szumnych zapowiedzi o niesamowitych zdjęciach i spektakularnej produkcji, głównym wątkiem „Czerwonych maków” (2024) jest burzliwa historia związku uczuciowego Jędrka Zahorskiego (Nicolas Przygoda) i sanitariuszki Poli (Magdalena Żak). Wokół ich uczuć, emocji i decyzji zbudowana jest praktycznie całość narracji.

Istotną postacią w filmie jest Redaktor (Leszek Lichota) wzorowany na Melchiorze Wańkowiczu. To właśnie on przyjął pod swoje skrzydła Jędrka, uczynił go fotografem i swoim pomocnikiem podczas dokumentacji bitwy. Jest to o tyle dziwne, że młody szeregowiec był wielokrotnie karany dyscyplinarnie, a jego funkcja sprowadza się do opieki nad zwierzętami, w tym niedźwiedziem Wojtkiem. Protekcja Redaktora sprawiła, Jędrek że został korespondentem wojennym.

Film o II Korpusie Polskim nie mógł się obejść bez generała Władysława Andersa (Michał Żurawski), na którym spoczywa odpowiedzialność za całość działań w rejonie Monte Cassino. Michał Żurawski wraz z Bartłomiejem Topą (generał Sulik) doskonale oddali nastroje panujące wśród dowództwa II Korpusu Polskiego. Niestety, proces decyzyjny i wątpliwości związane z przyszłością żołnierzy w większości wywodzących się z Kresów Wschodnich zostały potraktowane dość skrótowo. Zamiast tego mamy emocjonalne rozterki Jędrka Zahorskiego. Na szczególne wyróżnienie zasługują role dwóch oficerów –  rotmistrza Stanisława Zahorskiego (Szymon Piotr Warszawski) i podporucznika Edmunda Wilkosza (Mateusz Banasiuk). Pierwszy jest bratem Jędrka, a drugi to wiecznie uśmiechnięty dowódca uwielbiany przez swoich podwładnych. Pozostałe postacie w filmie są wyłącznie tłem dla wątku obyczajowego oraz nielicznych scen z generałem Andersem.

Sceny batalistyczne odgrywają stosunkowo niewielką rolę w ciągu 122 minut seansu.  Sprowadzają się do jednego nocnego ataku piechoty i decydującego szturmu na wzgórze klasztorne, wspartego przez pododdziały pancerne. Pomimo użycia przynajmniej dwóch czołgów Sherman oraz kilkunastu pojazdów kołowych nie wygląda to zbyt imponująco. Żołnierzy polskich w ujęciach jest maksymalnie trzydziestu, a Niemcy licznie pojawiają się dopiero pod sam koniec. Tylko kilku z nich to spadochroniarze, a reszta nosi standardowe mundury piechoty w kolorze feldgrau. Takie przedstawienie scen walki nie pozwala widzowi poczuć grozy ani klimatu działań we Włoszech w 1944 roku. Mogłoby się wydawać, że czołgi Sherman pozwolą filmowcom pokazać jakieś naprawdę spektakularne ujęcia z walk 4. pułku pancernego o Gardziel. Niestety, nie udało się tego przekazać nawet w minimalnym stopniu. Jedną z niewielu mocnych stron filmu są ujęcia ratowania rannych oraz sceny w szpitalu polowym. Niezwykle realistycznie przedstawiono działania sanitariuszy na polu walki, pokazując istotę działań pod Monte Cassino. Choć nadal to tylko tło dla historii Jędrka i Poli.

Mając do dyspozycji duży budżet, filmowcom nie udało się pozyskać podstawowego  brytyjskiego ręcznego karabinu maszynowego BREN i zamiast tego aktorzy wykorzystują przedwojenną czechosłowacką konstrukcję – ZB vz. 30. Przeciętny widz nie zauważy różnicy, ponieważ obydwa typy broni są zasilane przez magazynki ładowane od góry, niemniej kręcąc film o działaniach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie warto zadbać o drobne szczegóły, jak chociażby wykorzystanie broni faktycznie używanej w walkach z 1944 roku. Obecnie nie jest problemem zakup repliki rkm BREN lub wykorzystanie egzemplarza zdolnego do prowadzenia ognia z użyciem ślepej amunicji. Co ciekawe ZB vz. 30 pojawił się jako rkm Wojska Polskiego w filmie „Orlęta. Grodno ’39” (2022).

W zapowiedziach „Czerwonych Maków” (2024) znalazł się fragment z niedźwiedziem Wojtkiem. Pojawił się on na ekranie jako komputerowa animacja. Sama postać niedźwiedzia została sprowadzona jako tło dla historii Jędrka. Nie ma żadnych scen z noszenia skrzynek amunicyjnych, co jest dziwnym zabiegiem twórców, ponieważ to właśnie w działaniach pod Monte Cassino narodziła się legenda futrzanego pomocnika artylerzystów. Animacja jest całkiem przyzwoita jak na wcześniejsze doświadczenia w polskim kinie. Widz raczej nie zdąży zbytnio się przyjrzeć tej postaci, a i warunki kinowe nie pozwolą na dokładniejszą analizę wyglądu Wojtka.

Film o bitwie pod Monte Cassino powinien zawierać scenę, w której żołnierze zawieszają flagę na ruinach klasztoru oraz odegranie hejnału mariackiego przez plutonowego Emila Czecha. Najwidoczniej te elementy są zbędne, ponieważ twórcy nie zdecydowali się na ich umieszczenie i zamiast tego skupili się na emocjach Jędrka Zahorskiego i jego wątpliwościach.

Podsumowanie

„Czerwone maki” (2024) to film będący w zamyśle historią walki II Korpusu Polskiego w maju 1944 roku. Z niezrozumiałych względów filmowcy zdecydowali się na położenie nacisku na postać graną przez Nicolasa Przygodę, który przeszedł przemianę od złodzieja w Teheranie, przez opiekuna zwierząt pociągowych po korespondenta wojennego i ostatecznie został bohaterem wojennym. To wokół Jędrka Zahorskiego toczy się cała akcja i mimo zapowiedzi nie jest to film o bitwie, tylko opowieść o młodym chłopaku miotanym emocjami. Sceny batalistyczne nie powalają na kolana, nie wykorzystano możliwości plenerów w Chorwacji, Bułgarii i Włoszech do nakręcenia spektakularnych ujęć. Można odnieść wrażenie, że to jakaś lokalna potyczka z patrolem niemieckim, a nie bitwa decydująca o przełamaniu Linii Gustawa.

Po raz kolejny w ostatnich latach powstał film, który szybko zostanie zapomniany, a widzowie będą wracać do produkcji z czasów PRL lub szukać czegoś nowego w światowym kinie historycznym lub wojennym. Przykładowo fiński film „Sisu” (2022) będący fikcyjną i przygodową opowieścią o niezniszczalnym komandosie jest zrealizowany z licznymi niezapomnianymi ujęciami na poziomie niedostępnym dla polskich filmowców. Wszystko to za kwotę 6 milionów euro. Tymczasem obraz „Czerwone maki” (2024) miał budżet prawie 33 milionów złotych, z czego część została dofinansowana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej.

Okrągła rocznica bitwy powinna przynieść godny film fabularny pokazujący działania II Korpusu Polskiego we Włoszech oraz skomplikowane losy żołnierzy generała Andersa. Okazało się, że po raz kolejny do kin trafił obraz, który nie zawiera spektakularnych scen batalistycznych. Na dodatek szczegółowo nie opisuje skomplikowanych losów żołnierzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie czy ludności cywilnej ewakuowanej z ZSRR wraz z generałem Andersem. Zamiast tego mamy emocje głównego bohatera i jego przemianę.

Opublikuj swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*