Artyleria nadbrzeżna w Polsce w latach 1921-1939

W czasie działań wojennych we wrześniu 1939 roku polska artyleria nadbrzeżna stanowiła groźny oręż w walce z niemieckimi okrętami. Po ewakuacji niszczycieli i zatopieniu przez Luftwaffe pozostałych dużych jednostek Marynarki Wojennej, to na artylerię nadbrzeżną spadł główny ciężar prowadzenia działań obronnych.

Rozwój artylerii nadbrzeżnej do 1935 roku

Po zakończeniu I wojny światowej i traktacie pokojowym w Wersalu, Polsce przyznano niewielki obszar leżący nad Zatoką Gdańską i Morzem Bałtyckim. Długość granicy morskiej wynosiła 140 km. Odrodzone państwo polskie miało do dyspozycji tylko dwa porty rybackie – w Pucku i Helu. Siły morskie praktycznie nie istniały, mimo powołania do życia Marynarki Polskiej w dniu 28 listopada 1918 roku. Składały się one z pododdziałów lądowych i niewielkiej Flotylli Wiślanej. Jednostki te wzięły aktywny udział w wojnie polsko-bolszewickiej[1], wykazując się męstwem i skutecznością działania. Okres walk na wschodzie przysporzył trudności w organizowaniu właściwych sił Marynarki Wojennej. Większość środków finansowych i osobowych przeznaczano na działania wojenne i umocnienie granicy wschodniej. Strona polska miała nadzieję na to, że po podpisaniu pokoju z Rosją uda się pozyskać jednostki pływające albo sprzęt artyleryjski. Niestety, do żadnych reparacji wojennych nie doszło.

Półwysep Helski idealnie nadawał się do usadowienia tam baterii artylerii nadbrzeżnej. Odpowiedni sprzęt pozwalałby kontrolować obszar Zatoki Gdańskiej. Potencjalny przeciwnik nie miałby swobody operacyjnej w tym rejonie. Stronie polskiej pomagali francuscy doradcy, których zadaniem było wytypowanie odpowiednich lokalizacji pod budowę stanowisk artyleryjskich. Według założeń Polska miała być gotowa do działań przeciwko Rosji Radzieckiej, natomiast kwestia potencjalnego konfliktu z Niemcami została czasowo pominięta.[2] 18 stycznia 1921 roku powstał Pułk Artylerii Nadbrzeżnej pod dowództwem płk. Wiktora Cieślińskiego. Wyposażenie artyleryjskie stanowiły rosyjskie armaty kal. 106,7 mm, haubice 152 mm, armaty 152 mm, armaty 76,2 mm i austriackie armaty salutacyjne kal. 90 mm.[3] Posiadany sprzęt nie był odpowiednio przystosowany do zwalczania okrętów nawodnych przeciwnika. Stanowił tylko tymczasowe rozwiązanie, do momentu pozyskania właściwego artyleryjskiego systemu obrony wybrzeża. Departament dla Spraw Wojskowych zamierzał zakupić brytyjskie działa kal. 350 mm produkcji Vickersa. Ze względu na znaczny koszt tego przedsięwzięcia, sięgający 24 mln marek polskich, zrezygnowano z zakupu. Pułk Artylerii Nadbrzeżnej uległ stopniowej likwidacji i w marcu 1922 roku przestał faktycznie istnieć. Rozpoczął się mozolny proces analityczny i decyzyjny, mający na celu stworzenie realnego systemu artylerii nadbrzeżnej.

Pułk Artylerii Nadbrzeżnej na rynku w Pucku, rok 1921. Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Pułk Artylerii Nadbrzeżnej na rynku w Pucku, rok 1921. Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Planowano zbudować na Półwyspie Helskim baterie złożone z dział ciężkiego kalibru (powyżej 220 mm), przeznaczone do zwalczania pancerników i krążowników. Ich uzupełnieniem miały być działa kalibru większego niż 120 mm, których zadaniem miało być niszczenie kontrtorpedowców, okrętów desantowych, trałowców, a także – w ograniczonym stopniu – wspieranie wojsk lądowych. Dodatkowo chciano wykorzystywać pociągi pancerne do działań artyleryjskich. W związku z zagrożeniem lotniczym niezbędna była osłona przeciwlotnicza. Ze względu na brak odpowiednich lotnisk w okolicy, zadanie zwalczania samolotów spadło na artylerię przeciwlotniczą. Nie udało zrealizować się tych planów z powodów budżetowych. Marynarka Wojenna rozpoczynała proces tworzenia sił okrętowych z prawdziwego zdarzenia i po prostu zabrakło środków na artylerię nadbrzeżną. Zastosowano rozwiązania przejściowe, które w późniejszym okresie sprawdziły się w realnym boju.

Po zbudowaniu Portu Wojennego w Gdyni postanowiono wybudować baterię artyleryjską. Do tego celu wykorzystano zakupione w 1924 roku we Francji armaty Canet wz. 1891. Początkowo były zamontowane na pokładach kanonierek OORP Komendant Piłsudski i Generał Haller. Zrezygnowano z nich ze względu na zbyt dużą masę własną. Planowano stworzyć krypę artyleryjską dla potrzeb Flotylli Pińskiej lub zamontować je na lorach, ale ostatecznie postanowiono przeznaczyć je na potrzeby artylerii nadbrzeżnej. Zasięg pocisków kal. 100 mm wynosił około 14 km, co pozwalało na rażenie celów morskich na podejściu do portu gdyńskiego. Działobitnie umieszczono w latach 1931-32 we wschodniej części Kępy Oksywskiej, co umożliwiało pokrycie ogniem części Zatoki Gdańskiej.

100 mm armata Modèle 1891 wykorzystywana podczas I wojny światowej jako działo polowe. Armaty tego typu przyjęto w Polsce na uzbrojenie w 1924 roku jako Canet wz. 1891. Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

100 mm armata Modèle 1891 wykorzystywana podczas I wojny światowej jako działo polowe. Armaty tego typu przyjęto w Polsce na uzbrojenie w 1924 roku jako Canet wz. 1891. Źródło: Wikimedia Commons, domena publiczna.

Kolejnym doraźnym rozwiązaniem okazały się baterie duńska i grecka. W 1928 roku za pieniądze francuskie zakupiono do testów 6 armat Schneider kal. 105 mm. Celem badań było wybranie najlepszego rozwiązania dla artylerii wojsk lądowych. Ostatecznie wybrano wariant argentyński, który został przyjęty do uzbrojenia jako 105 mm armata Schneider wz.29. W magazynach w Zielonce pozostały po dwie sztuki dział modelu duńskiego i greckiego. Wiosną 1931 roku przekazano je Marynarce Wojennej do wykorzystania w celach obrony wybrzeża. Nazwy poszczególnych rodzajów działa Schneidera pochodziły od krajów, dla których zostały opracowane. 105 mm armata duńska była rozkładana na czas marszu na dwa osobne elementy i dzięki dłuższej lufie mogła miotać pociski na znacznie dalszą odległość. Wariant grecki charakteryzował się mniejszą masą i brakiem możliwości rozłożenia na czas transportu.[4]

1

105 mm armata Schneider zachowana w Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, fot. Michał Szafran

2

Sygnatury na górnej części komory zamkowej, fot. Michał Szafran

Latem 1932 roku przystąpiono do budowy odpowiednich stanowisk ogniowych i schronów dla działonów i magazynów amunicji. Dodatkowo zadbano o stanowiska ciężkich karabinów maszynowych, przeznaczonych dla obrony przeciwlotniczej i przeciwdesantowej. Nazwy baterii duńska i grecka były nieoficjalne i w dokumentach obydwie baterie nosiły oznaczenia bateria nr 11 i 12.[5]

W dalszym ciągu nie udawało się uzbroić cypla helskiego w wyspecjalizowane działa. Próbowano bezskutecznie zakupić sprzęt w Czechosłowacji. Prowadzono również negocjacje z Holandią, Finlandią, Estonią, Szwecją i Francją odnośnie pozyskania dział dużego kalibru. Z uwagi na zbyt duże koszty i długie terminy realizacji, nie dochodziło do finalizacji kontraktów.

Bateria cyplowa im. Heliodora Laskowskiego

Kluczową postacią, dzięki której artyleria nadbrzeżna znacząco się rozwinęła, był kmdr ppor. Heliodor Laskowski. Objął on stanowisko szefa Artylerii i Służby Uzbrojenia KMW i dzięki jego analizom udało się pozyskać nowoczesny sprzęt. Wobec wielu zastrzeżeń doprowadził do odrzucenia oferty francuskiej firmy Schneider.[6] Ostatecznie przetarg wygrał szwedzki Bofors, oferując działa kal. 152,4 mm. Pieniądze na baterię znalazły się dzięki planowi rozwoju polskiej floty na lata 1936-1942. Kontrakt na dostawę podpisano pod koniec 1933 roku i obejmował on cztery sztuki dział wraz z amunicją za łączną kwotę prawie 2 milionów złp.[7] Transakcja miała charakter barterowy, ponieważ chciano spłacić należność dostawami węgla do Szwecji. Zanim podpisano protokół odbiorczy, przeprowadzono próbne strzelania każdego egzemplarza. Latem 1935 roku Boforsy zostały dostarczone do Polski na pokładzie transportowca ORP Wilia. Problemem okazał się rozładunek i przemieszczenie dział na teren działobitni. Sprowadzono wówczas dźwig kolejowy o odpowiednim udźwigu. Gorzej wyglądała kwestia transportu z portu na cypel. Wykorzystano do tego sanie poruszające się na specjalnych rolkach przy pomocy windy kotwicznej.[8] Po tym skomplikowanym procesie udało ostatecznie umieścić Boforsy na stanowiskach. Autorem koncepcji ustawienia armat na dachu schronu był kmdr por. inż. Tadeusz Kinel, a szczegółowy plan stworzył por. sap. Inż. Włodzimierz Dołęga-Otocki.[9]

Cztery działobitnie umieszczono w odstępach około 90 metrów od siebie.  Najważniejszym elementem było opracowanie jak najlepszego systemu maskowania. Stworzono konstrukcję z rurek stalowych, na którą nakładano siatkę maskującą, uzupełnioną o sztuczną roślinność. Właściwości kamuflażu sprawdzono z powietrza przy użyciu samolotów Morskiego Dywizjonu Lotniczego. Dodatkowo wybudowano szereg pomocniczych obiektów, m.in.: centralę artyleryjską, schrony amunicyjne i koszary dla załogi. Kierowanie ogniem miało odbywać się za pomocą dwóch dalmierzy geodezyjnych.

Centrala artyleryjska miała powstać w Polskich Zakładach Optycznych, ale zrezygnowano z tego ze względu na brak doświadczenia w tej dziedzinie. Ostatecznie wybrano projekt francuskiej firmy St. Chamond Granat. Opóźnienia w produkcji doprowadziły do sytuacji, w której centrala artyleryjska została oddana do użytku dopiero na początku 1938 roku.

Brak wszystkich elementów nie przeszkadzał w prowadzeniu normalnego szkolenia artylerzystów. Aby ograniczyć zużycie luf i amunicji, wykorzystywano specjalne lufy wkładkowe kal. 40 mm, które mogły strzelać normalnymi pociskami przeciwlotniczymi. Dodatkowo używano pływających tarcz do strzelań w kierunku poruszających się obiektów nawodnych.

W 1937 roku zamówiono kolejną baterię, tym razem przeznaczoną do zabudowy w okolicach Juraty. Według szczegółowych ustaleń zawartych w kontrakcie zrezygnowano z dostaw amunicji, która miała być produkowana w Kraśniku. Druga bateria Boforsów ostatecznie nie trafiła do Polski i wzmocniła szwedzką obronę w okolicach Helsinborgu. Po śmierci kmdr. Por. Heliodora Laskowskiego, ze względu na zasługi dla rozwoju artylerii nadbrzeżnej, bateria cyplowa została nazwana jego imieniem.[10]

3

152,4 mm armata Bofors, Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, fot. Michał Szafran

4

152,4 mm armata Bofors, Muzeum Marynarki Wojennej w Gdyni, fot. Michał Szafran

Kiedy sytuacja międzynarodowa zaczynała się zaostrzać, planowano dalszą rozbudowę helskich fortyfikacji. Największą problemem był brak ciężkiej artylerii, mogącej zagrozić największym okrętom Kriegsmarine. Według wcześniejszych planów, Boforsy miały być jedynie uzupełnieniem docelowej baterii dział kalibru powyżej 300 mm. W dalszym ciągu nie udawało się pozyskać sprzętu, ze względu na długie terminy realizacji. Przykładowo, w maju 1939 roku Francuzi zaproponowali odstąpienie dział kalibru 305 mm. Przewidywany czas transportu i montażu na cyplu helskim to prawie dwanaście miesięcy, nie wspominając o wyszkoleniu artylerzystów. Planowano również przejęcie brytyjskich monitorów artyleryjskich typu Marshal Ney[11] i osadzenie ich wzdłuż Półwyspu Helskiego jako baterii stacjonarnych. Propozycja ta jednak wyszła od admirała Rawlingsa i nie stanowiła oficjalnego stanowiska rządu brytyjskiego.[12] Zamiast okrętów chciano przekazać stronie polskiej działa kal. 152 mm, zdemontowane z wycofywanych okrętów. Miały one nieodpowiedni zasięg i zbyt małe zapasy amunicji.

Jedynym realnym wzmocnieniem okazały się działa kal. 75 mm wz. 97, pochodzące z wycofywanych okrętów. Flotylla Pińska przekazała 11 sztuk tych dział, które posłużyły jako baterie przeciwdesantowe.

Artyleria nadbrzeżna w czasie działań na Wybrzeżu w 1939 roku

1 września 1939 roku około godziny 15.10 samoloty Ju-87B Stuka, należące do 4(St)/186T[13] zaatakowały stanowiska artylerii nadbrzeżnej. Najbardziej ucierpiała bateria Cannet, która od wybuchu bomby straciła jedną armatę 100 mm i 13 kanonierów. Bateria cyplowa nie odniosła poważniejszych strat. Od tego momentu jednym z podstawowych celów Luftwaffe było wyeliminowanie z walki dział Boforsa. Piloci Stukasów wielokrotnie meldowali o zniszczeniach, uniemożliwiających stronie polskiej skuteczny ostrzał jednostek pływających. W godzinach wieczornych bateria została zaangażowana do osłony polskich okrętów, biorących udział w realizacji operacji „Rurka”[14]. Następnego dnia Niemcy kontynuowali naloty i dopiero 3 września doszło do pierwszego bojowego użycia baterii cyplowej. W godzinach porannych w kierunku Półwyspu Helskiego wyruszyły dwa niemieckie kontrtorpedowce – Leberecht Mass i Wolfgang Zenker. W pierwszej fazie bitwy zostały ostrzelane przez polskie jednostki OORP Wicher i Gryf, a następnie do walki włączyła się artyleria nadbrzeżna. W godzinach popołudniowych ostrzelano inny niemiecki kontrtorpedowiec – Friedrich Eckholdt.[15] W godzinach popołudniowych doszło do kolejnego dużego nalotu Stukasów, którego efektem było zatopienie OORP Gryf i Wicher. Polska Marynarka Wojenna pozostała bez dużych okrętów i główny ciężar obrony spadł na artylerię nadbrzeżną. Por. mar. Ernest Pappelbaum zaplanował przeniesienie artylerii głównej z ORP Gryf na ląd i stworzenie improwizowanych baterii. Z wraku okrętu udało się zdemontować pojedynczą i podwójną wieżę kal. 120 mm. Gotowość operacyjną bateria uzyskała dopiero 30 września 1939 roku.

W okresie od 4 do 10 września panował względny spokój, ze względu na niemieckie zaangażowanie w walki na Kępie Oksywskiej. 11 września pancernik Schelswig-Holstein ostrzeliwał tereny cypla helskiego. W kolejnych dniach kilkakrotnie ponawiano zmasowany ostrzał przy użyciu artylerii głównej. Zwykle doprowadzało to do niewielkich uszkodzeń linii telefonicznych i urządzeń kierowania ogniem.

Baterie przeciwdesantowe wyposażone w działa kal. 75 mm i pojedyncza armata Canet uczestniczyły w próbach zwalczania niemieckich trałowców. W czasie działań trałowych na Zatoce Gdańskiej dochodziło do pojedynków artyleryjskich między okrętami a działami. 12 września udało się uszkodzić jednostkę Otto Braun, która zachowała wartość bojową. Mimo braku wymiernych efektów ostrzału, Polakom udało się skutecznie przeszkadzać w niemieckim trałowaniu. Po upadku Kępy Oksywskiej zmniejszono intensywność działań. Wraz z przybyciem pancernika Schlesien wznowiono wzmożony ostrzał Półwyspu Helskiego. Głównym celem było wyeliminowanie z walki baterii cyplowej.

25 września Schelswig-Holstein i Schlesien wypłynęły z portu gdańskiego i rozpoczęły atak na stanowiska Boforsów. Niemcom udało się uszkodzić dwa działa 152,4 mm i zabić jednego z kanonierów. Strona polska odpowiedziała ponad 200 pociskami przeciwpancernymi, co nie poskutkowało żadnymi efektami na ostrzeliwanych jednostkach. Kolejny pojedynek artyleryjski miał miejsce 27 września, ale tym razem uszkodzenia odniósł Schelswig-Holstein.[16] Zapasy amunicji wystarczyły już tylko na 15-minutowe prowadzenie ognia.

5

Dziobowa wieża artylerii głównej kalibru 120 mm Bofors wz.34/36, Muzeum Marynarki Wojennej Gdynia, fot. Michał Szafran

28 września jedno z dział 105 mm należących do baterii duńskiej lub greckiej zostało użyte do ostrzelania lotniska w Pucku i stanowisk niemieckiej artylerii ciężkiej w Rzucewie.[17] Do momentu kapitulacji Helu nie dochodziło już do potyczek pomiędzy bateriami artylerii nadbrzeżnej a niemieckimi okrętami. Kriegsmarine uzyskała  możliwość skuteczniejszego wspierania wojsk lądowych i zwalczania polskich stanowisk obronnych. Brak jakichkolwiek perspektyw na poprawę sytuacji operacyjnej zmusił kadm. Józefa Unruga do podjęcia decyzji o zaprzestaniu walk na terenie Rejonu Umocnionego Hel. 1 października 1939 roku w sopockim Grand Hotelu podpisano dokument kapitulacyjny, według którego wojska niemieckie miały rozpocząć przejmowanie Półwyspu Helskiego. Polscy artylerzyści przystąpili do niszczenia elementów uzbrojenia, aby nie mogły zostać wykorzystane przez przeciwnika.

Działa Boforsa, dzięki dobrym kontaktom między III Rzeszą a Szwecją, udało się przywrócić do służby i stanowiły one jeden z elementów niemieckiej artylerii nadbrzeżnej. 75-milimetrowe armaty na podstawach morskich zostały wykorzystane w późniejszym okresie jako broń przeciwlotnicza i przeciwdesantowa na Wale Atlantyckim. Natomiast działa kal. 105 mm Schneider stały się pomnikami niemieckiego zwycięstwa nad Polską. Polska artyleria nadbrzeżna miała odrodzić się dopiero po zakończeniu II wojny światowej.

Podsumowanie działalności artylerii nadbrzeżnej w czasie działań we wrześniu 1939 roku

– mimo braku dział dużego kalibru udało się zrealizować plany operacyjne. Nie dopuszczono do desantu na Półwysep Helski i od 3 września to na bateriach artylerii nadbrzeżnej spoczywał główny ciężar walki z okrętami,

– oprócz sieci przeciwlotniczej bardzo skuteczne okazało się maskowanie Boforsów, które uniemożliwiało wykrycie i zniszczenie przez samoloty Luftwaffe,

– do rozbudowy stanowisk artyleryjskich wykorzystywano wszelkie dostępne środki w postaci dział leżących w magazynach lub pozyskanych z zatopionych lub wycofanych okrętów.

 

Bibliografia

  • Bartelski A., Nadolny W., Działania artyleryjskie na Wybrzeżu w czasie wojny polskiej 1939 roku, „Morze, statki i okręty” 2014, nr 4.
  • Bąkowski R., Baterie duńska i grecka, „Zeszyt Helski” nr 5, Hel 2007.
  • Bąkowski R., Nadolny W., W cieniu sławnej siostry – czyli nie tylko baterią cyplową polska nadbrzeżna artyleria stała w 1939 roku, „Morze, statki i okręty” 2014, nr 4.
  • Ciesielski C., Pater W., Przybylski J., Polska Marynarka Wojenna 1918-1980, Warszawa 1992.
  • Emerling M., Luftwaffe nad Polską 1939. Część III Stukaflieger, Gdynia 2006.
  • Nadolny W., Bateria cyplowa im. Heliodora Laskowskiego oraz 13. Bateria Artylerii Stałej, „Zeszyt Helski” nr 6, Hel 2007.
  • Nadolny W., Wielki Leksykon Uzbrojenia, t. 13: Bateria helska, Warszawa 2013.
  • Tuliszka J., Baterie nadbrzeżne w okresie Drugiej Rzeczypospolitej, „Przegląd Morski” 2004.
  • Wojciechowski Z., Półwysep helski – od odzyskania niepodległości do wybuchu II wojny światowej, (w:) Półwysep Helski. Historia orężem pisana, pod. red. A. Drzewieckiego, M. Kardasa, Toruń 2009.

 

[1] C. Ciesielski, W.Pater, J.Przybylski, Polska Marynarka Wojenna 1918-1980, Warszawa 1992, s. 15.

[2] W. Nadolny, Wielki Leksykon Uzbrojenia, t. 13: Bateria helska, Warszawa 2013, s. 9.

[3] Ibidem, s. 10-11.

[4]Dostępna literatura nie pozwala jednoznacznie ustalić dokładnych parametrów opisywanych dział. R. Bąkowski, W. Nadolny, W cieniu sławnej siostry – czyli nie tylko baterią cyplową polska nadbrzeżna artyleria stała w 1939 roku, „Morze, statki i okręty” 2014, nr 4, s. 55.

[5] R. Bąkowski, Baterie duńska i grecka, „Zeszyt Helski” nr 5, Hel 2007, s 4.

[6] Z. Wojciechowski, Półwysep helski – od odzyskania niepodległości do wybuchu II wojny światowej,(w:) Półwysep Helski. Historia orężem pisana, pod. red. A. Drzewieckiego, M. Kardasa, Toruń 2009, s. 190.

[7] R. Bąkowski, W. Nadolny, op. cit.,  s. 58.

[8]Idem, Bateria cyplowa im. Heliodora Laskowskiego oraz 13. Bateria Artylerii Stałej, „Zeszyt Helski” nr 6, Hel 2007,  s. 8.

[9] W. Nadolny, op. cit., s. 20.

[10] Heliodor Laskowki jest autorem broszury pt.: Artylerja nadbrzeżna, wydanej przez Ligę Morską i Kolonialną. W popularnonaukowy sposób zaprezentował najważniejsze zagadnienia dotyczące zagadnień obrony wybrzeża przy użyciu dział dużego kalibru.

[11] Ostatecznie obydwie jednostki służyły w czasie II wojny światowej jako hulki.

[12] J. Tuliszka, Baterie nadbrzeżne w okresie Drugiej Rzeczypospolitej, „Przegląd Morski” 2004, nr 6, s. 37.

[13] M. Emerling, Luftwaffe nad Polską 1939. Część III Stukaflieger, Gdynia 2006,  s. 47.

[14]Według założeń operacji „Rurka” polskie okręty miały postawić zagrodę minową na Zatoce Gdańskiej, której zadaniem było sparaliżowanie żeglugi na tym akwenie.

[15] A. Bartelski, W. Nadolny, Działania artyleryjskie na Wybrzeżu w czasie wojny polskiej 1939 roku, „Morze, statki i okręty” 2014, nr 4, s. 65.

[16]Ibidem, s. 73-75.

[17] R. Bąkowski, op. cit., s. 5-6.

Komentarze
  1. Wojtek - modele Adalbertus
  2. Rafal

Opublikuj swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*