Krojanty 7.09.2014 – relacja

7 września 2014 roku odbyło się kolejne już widowisko upamiętniające szarżę pod Krojantami. Tegoroczne wydarzenie miało szczególny charakter, gdyż 1 września przypadała 75. rocznica bohaterskiej walki żołnierzy 18. Pułku Ułanów Pomorskich z wojskami niemieckimi. Według podanych informacji przez cały weekend w Krojantach pojawiło się 25 tysięcy osób.

Inscenizację poprzedziły uroczystości przy pomniku poległych żołnierzy oraz msza polowa, pokaz musztry szwadronu kawalerii, a także prezentacja bryczek i powozów, zakończona konkursem na najciekawszy tematycznie zaprzęg. Po inscenizacji z kolei nastąpił pokaz „Szarża Kawalerii – Historia i Współczesność”, w którym przedstawiono współczesną broń Wojska Polskiego oraz szarżę kawalerii tradycyjnej i zmotoryzowanej. Wszystko przy akompaniamencie wspaniałej Orkiestry Garnizonowej Wojsk Lądowych z Elbląga.

Najważniejszą częścią historycznego weekendu w Krojantach była inscenizacja „Kawaleryjska powinność – Szarża 18. Pułku Ułanów Pomorskich pod Krojantami z 1.09.1939 r.” Pamiętna, nierówna walka kawalerii z armią niemiecką była jednym z elementów widowiska, ponieważ – w związku z 75. rocznicą wybuchu wojny – przedstawienie poruszało również temat innych bohaterskich starć Polaków z nieprzyjacielem w czasie kampanii wrześniowej. W inscenizacji brały udział oddziały polskie, w tym około 120 ułanów, grupy rekonstruujące oddziały niemieckiej piechoty zmotoryzowanej i osoby wcielające się w ludność cywilną.

Akcja rozgrywała się na dużej polanie, gdzie poustawiane były drewniane chatki, wybuchające bądź płonące w czasie trwania inscenizacji. Nie zabrakło samolotu, który, zniżając lot nad polaną sprawiał wrażenie, że zrzuca bomby, gdyż zaraz potem następowały eksplozje. Wojska niemieckie odważnie prowadziły swoje działania, zmuszając polskie oddziały do wycofywania się. Ostatnim elementem rekonstrukcji była szarża ułanów, która zaskoczyła odpoczywających niemieckich żołnierzy, jednak ci szybko uporządkowali szeregi i zadali kawalerzystom poważne straty. Inscenizację kończyło podsumowanie narratora, w którym podane zostały szczegóły dotyczące przebiegu walk i liczby ofiar, a także inne informacje dotyczące kampanii wrześniowej.

Widowisko było bardzo interesujące, szarża 120 koni robiła ogromne wrażenie, zwłaszcza w takim miejscu – ułani stojący na wzniesieniu wyglądali jak wycięci ze słynnych filmowych scen. Mam jednak pewien niedosyt, ponieważ odnoszę wrażenie, że w „Szarży pod Krojantami” najmniej było właśnie szarży. Konie wprawdzie wpadły między niemieckie oddziały, ale manewru tego nie powtarzano i samo starcie nie było aż tak przekonywujące. Oczywista w tym jest kwestia bezpieczeństwa, jednak niespełna tydzień wcześniej na znacznie mniejszej inscenizacji w Świeciu nad Wisłą manewr ten wyglądał dużo bardziej dynamicznie i wiarygodnie. W Krojantach dysproporcja między liczebnością grup odtwarzających oddziały żołnierzy polskich i niemieckich była na tyle duża, że nie oddawała trudnej sytuacji strony polskiej 75 lat temu. Ponadto, sama inscenizacja była dość krótka – trwała ok. 35-40 minut. Niestety, w czasie widowiska był poważny problem z nagłośnieniem – nie było dobrze słychać narracji, nie było wiadomo, czy przedstawiane były zaplanowane manewry oddziałów, czy nieprzewidziane ruchy, wywołane działaniami nieprzyjaciela. Choć pochwały należą się firmie Thunder, która zajmowała się pirotechniką – a miała sporo pracy, ponieważ wybuchy były liczne i potężne, to jednak zdaniem niektórych nie do końca udało się zsynchronizować lot samolotu i wybuchy „zrzucanych” bomb.

Osobiście zdaję sobie sprawę, że dla przeciętnego widza nie są istotne szczegóły dotyczące uzbrojenia i umundurowania rekonstruktorów. Przy rozpędzonych 120 koniach, błyskających w słońcu szablach i tumanach kurzu traci to znaczenie. Jednak wśród takich tłumów, jak w Krojantach, zastanawiam się, na ile „masowe” powinny być takie inscenizacje. Czy celem jest, by przychodzili na nie ludzie, którzy rzeczywiście są zainteresowani historią, orężem i rekonstrukcją, czy żeby były to festyny, na które przychodzą często przypadkowe osoby? Byłam świadkiem, jak drewniane barierki okupowali ludzie z małymi dziećmi, żeby pokazać im konie – i nawet nie kryli się, że tylko po to przyszli – albo matki z niespełna rocznymi niemowlętami, które były tak wystraszone przez wybuchy i strzały, że płakały niemalże bez przerwy. Moim zdaniem ważne jest, żeby dzieci znały historię, ale zrozumienie przedstawianych wydarzeń w tym wieku z całą pewnością jest dla nich niemożliwe. Mimo to uważam, że dobrze, iż tego typu widowiska stają się coraz bardziej powszechne, stając się „żywą lekcją historii” – choć smuci mnie brak, bądź niewielka liczba, obecnych na miejscu historyków i przedstawicieli instytucji historycznych, którzy krytykują nie raz brak profesjonalizmu rekonstruktorów lub niedociągnięcia merytoryczne, a jednak sami w takowe wsparcie się nie angażują i nie stoją na straży wiernego odtwarzania przebiegu ważnych bitew. Dobrze przynajmniej, że takie przedstawienia wciąż pokazują odwagę i poczucie obowiązku Polskiego Żołnierza w tak trudnym momencie.

Opublikuj swój komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*